piątek, 3 lutego 2017

Survival po polsku



Polecam Państwu doskonały tekst mojego znajomego Sławka Cherubińskiego

Przeglądając bogate oferty biur turystycznych zakładając, że jesteś pasjonatem przeżyć extremalnych na pograniczu szkoły przetrwania masz bardzo bogatą ofertę różnych wypraw gwarantujących Tobie na własną prośbę całą gamę przeżyć do samoupodlenia włącznie. Niestety mają one jedną podstawową wadę, są one przede wszystkim bardzo kosztowne, wymagają często specjalistycznego sprzętu oraz wielu godzin ciężkiego treningu fizycznego, aby twoja sprawność fizyczna podołała wyzwaniom.
A co z tymi, którzy nie mają takich środków materialnych, którzy raczej ani kondycją fizyczną, ni wyglądem nie przypominają Batmanów, Supermenów, albo Strongmenów?
Czy skazani są oni wyłącznie na czytanie w kolorowych pismach relacji z takich wypraw? I obserwowanie jak ich kobiety (o ile je mają jako życiowo przegrani, albo po prostu szaraki) patrząc na takich superbohaterów mają ogień w oczach? Otóż nie!!!!

Ktoś mądry kiedyś powiedział „Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie.” Tak to prawda.

I nie chodzi mi tu wyłącznie o prawo naszego kraju.

Dziewiczość naszych regionów, czy niesamowitą przyrodę etc.
Nie ważne jest czy jesteś mały czy duży, chudy czy gruby, bogaty czy biedny, zdrowy czy chory itp.
Ty też możesz przeżyć swoją przygodę życia i zapewnić sobie przeżycia godne, a nawet lepsze niż wyprawa do dżungli amazońskiej, aby zdobyć nowe doświadczenia życiowe i poznać nowych ludzi, a koniec o ile przeżyjesz opowiedzieć swoim dzieciom, o ile je masz, a Twoja partnerka – ich matka nie odejdzie np. z listonoszem, hydraulikiem, mechanikiem czy swoim szefem.

No dobrze, ale jak to zrobić, zapytasz. Nic bardziej prostszego!!!

Generalnie mechanizm podstawowy jest taki sam, a różnią się od siebie tylko pewne mechanizmy początkowe.

Zależy to wyłącznie od Twojej inteligencji i pomysłowości.Bez względu jednak, który wariant wybierzesz, przy pełnej konsekwencji w działaniu z twojej strony znalazłeś wspaniały sposób, aby spędzić ten czas w extremalnych warunkach, mieć zapewnione wyżywienie i noclegi, a nawet pry całkiem konsekwentnym realizowaniu założonego programu zapewnisz sobie zwrot całkiem przyzwoitych kwot. Nazywa się to odszkodowaniem, tylko musisz wtedy pamiętać, że nie możesz liczyć na Państwo Polskie co do ich wysokości, ale już w Strasburgu można uzyskać całkiem przyzwoite sumy.

Zapytasz zapewne, jak to jest możliwe. Otóż jest. Nie wierz w to, czym Ciebie „karmią” media – że kryzys, że nie ma pieniędzy, że budżet itp. To nieprawda. Chcesz przykładu. Proszę bardzo
Załóżmy, że budżet Ministerstwa Sprawiedliwości wynosi 10 miliardów. Powiesz zapewne, że to i tak mała kwota? Czy aby na pewno?


Jeżeli poświęcisz troszkę czasu, aby się dobrze przygotować to poszukaj w Internecie wiadomości, ile od początku naszej akcesji do Unii Polska wypłaciła odszkodowań i na jaką łącznie kwotę? A następnie podziel tę kwotę przez założony wcześniej budżet Ministerstwa Sprawiedliwości. Pamiętaj przy tym, że Ministerstwo Sprawiedliwości i tak swój budżet otrzyma. Wychodzi więc całkiem poważna kwota, jaką Państwo Polskie w ramach odszkodowań od Skarbu Państwa, za niezgodne z prawem błędy wymiaru sprawiedliwości dokłada z budżetu na realizację takich jak Twoje przedsięwzięć.

A i to nie wszystko, bo należy do tego dodać jeszcze sumy, które wypłaca skarb Państwa jako odszkodowanie z tytułu wyroków w polskich sądach. Jeżeli miałbyś wyrzuty sumienia, że w jakiś sposób pasożytujesz wtedy na Skarbie Państwa, czyli na tym, co jako coroczny „haracz” o nazwie podatki płacą ci najbiedniejsi. Nie bogaci tak do końca nie uczestniczą w tych składkach, bo mają na to sposoby, jak się z tego wymigać. Nazywa się to „spółdzielnia”, ale o tym opowiem w części pod tym tytułem.

O tym, że nie zrobisz też żadnego problemu sędziom, prokuratorom i policjantom też się nie martw, bo oni też są bezkarni i nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za swoje błędy albo celowe działanie na zasadach regresji. Ale o tym, jak już mówiłem szerzej w części „Spółdzielnia”. Ale przejdźmy do rzeczy.

Poniżej przedstawię Ci kilka wariantów działania, a Ty sam zdecydujesz, który wybierzesz.
Możesz też łączyć ze sobą w różnych konfiguracjach poszczególne elementy tych wariantów.
Pamiętaj jednak o chronologii i stopniowaniu napięcia, bo to Ty sam i bez żadnych doradców możesz zapewnić sobie stopniowanie napięcia i intensywności tego survivalu. Tak czy owak, poza ewentualnym zwrotem nakładów i nagrodą pieniężną, która nazywana jest odszkodowaniem zasądzonym na Twoją rzecz od Skarbu Państwa przez Trybunał w Strasburgu uzyskujesz też zaszczytną sprawność „kryminalisty” i to potwierdzoną na piśmie, a poprzez odpowiednie wpisy uznawane na terenie całej Unii Europejskiej, a odważę się nawet powiedzieć, że na całym świecie.
I to za darmo, a jeszcze Ci za to zapłacą.


Unikaj jednak działań typu: rozbój, kradzież, paserstwo, dealerka i innych podobnych, bo wtedy poza dodatkowymi przeżyciami nie spełni się Tobie część związana z premią o nazwie odszkodowanie.
Są inne możliwości. Jesteś gotowy i zdecydowany? To teraz zapowiadane wcześniej warianty.


Wariant I

Jeżeli mieszkasz sam, to nie ma problemu Jeżeli nie mieszkasz sam, to złóż na swojej poczcie oświadczenie, że nikt poza tobą osobiście nie jest uprawniony do odbioru korespondencji Jeśli w Twojej miejscowości albo w okolicach czasami policjanci dorabiają gminę fotoradarem to weź ze sobą rower, najlepiej jakiś stary, bo i tak Ci go zabiorą i płyn do dezynfekcji ust. Ważne, żeby był na alkoholu i to czym mocniejszy tym lepszy (kupisz go w aptece, a skład znajdziesz na ulotce wewnątrz). Następnie przemieść się w okolice policjantów, ale tak, żeby Ciebie nie widzieli.
Przepłucz parę razy usta płynem przytrzymując go przez parę minut w buzi (już jest pierwsza korzyść, bo masz przynajmniej zdezynfekowaną buzię). Następnie, jeśli rower jest sprawny to wsiądź na niego, a jeśli nie, to go prowadź w stronę policjantów. Staraj się w obu przypadkach sprawiać wrażenie, że „chlałeś od kilku dni”. Masz pewne, że zostaniesz zatrzymany i każą Ci dmuchać w alkomat.

Nie musisz się obawiać o wynik, bo to jest gadżet, który mierzy tylko zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu i jest urządzeniem niewiarygodnym. Dla zmylenia przeciwnika mów (zgodnie z prawdą), że tylko przepłukałeś usta płynem oraz zażądaj okazania homologacji urządzenia. Może pokażą Ci jakiś papierek, o ile go mają. Nie wnikaj jednak, czy np. zgadzają się numery z tymi na urządzeniu, a już na pewno na jaki zakres i okres ta homologacja jest wystawiona.
W pierwszym przypadku usłyszysz: „Ta. Każdy tak mówi, lepiej się zamknij i nie tłumacz głupio” itp.

W drugim zaś przypadku odpowiedzi będą bardziej dosadne i nie do końca można je cytować.
Tu zaś spotkasz się już z kolejnym sprawdzianem survivalowym, kiedy dostaniesz propozycje nie do odrzucenia mającą na celu przekazanie Tobie wiedzy co z tobą zrobią, jak się nie zamkniesz.
W brzmieniu podobna ona jest do propozycji erotycznej, choć jeśli by doszło do jej zrealizowania nic z nią nie ma wspólnego, a raczej jest bolesna. Pamiętaj więc, że to jest „władza”.

A ci to przeważnie wykonują ją, bo dali im mundur i wreszcie mogą wziąć odwet za te wszystkie lata, kiedy z różnych przyczyn byli w szkole lub w swojej miejscowości lekceważeni. A dziś mają mundur, pałkę, kajdanki i przekonanie, że są bezkarni. Na ile takie przekonanie jest uzasadnione przeczytasz w części „Spółdzielnia”. No, ale wróćmy do rzeczy.

Ponieważ takiego „łosia” jak Ty nikt nie będzie woził na komendę, bo to i problem, co zrobić z rowerem i stracony zysk z ew. mandatów od innych kierowców za byle co, tak po uważaniu. A gadżet o nazwie alkomat coś tam wykazał, dostaniesz kolejną „premię” w postaci propozycji przyjęcia mandatu. I tu pojawia się pewne niebezpieczeństwo, że Twoja przygoda survivalowa się może zakończyć niespodziewanie szybko. Dlatego też nie zgadzasz się i domagasz się badania na spirometrze. Takie urządzenie jest jedynie na komendzie, bo jest większe i bardziej skomplikowane, a więc musi być obsłużone przez kogoś mądrego. Nie przejmuj się, że pokazało ono „zero” w badaniu, a od chwili badania „gadżetem” minęło zdecydowanie za mało czasu, aby zgodnie z fizjologią i naukowymi badaniami, jaka ilość rzekomego alkoholu w organizmie się wchłonęła.

A kto w to będzie wnikać? Jak bardzo słuszne to spostrzeżenie przekonasz się później.
Jeśli już znajdziesz się na komendzie, musisz uważać na jedno niebezpieczeństwo. Podczas składania zeznań zadadzą Ci pytanie: „Czy masz przy sobie jakieś pieniądze?” Odpowiedz, że; „Nie”. Bo inaczej pomimo, że nie mają prawa to Ci zabiorą na poczet rzekomej grzywny, a przecież trzeba za coś wrócić i kupić np. dzieciom jedzenie. Teraz możesz spokojnie wrócić do domu. Nabyłeś jeszcze jedno nowe doświadczenie, bo zabrano Ci też prawo jazdy. I nikogo nie obchodziło, że znowu bezprawnie bez wyroku sądu. Sąd i tak potem usankcjonuje to bezprawie – patrz „Spółdzielnia”, a Ty nie masz nawet czym dojechać do pracy i zarabiać, bo samochód to dla Ciebie też narzędzie pracy.
Nabywasz więc kolejne doświadczenie, bo zostałeś bez pracy i dochodów. Ale nie martw się, państwo skutecznie zadbało o to, żebyś miał więcej kłopotów.

Zreasumujmy więc to, co osiągnąłeś do tej pory:
A – na podstawie „gadżetu”:
– nie masz roweru (ale był stary)
– nie masz prawa jazdy, pomimo że żaden sąd prawomocnym wyrokiem Ci go nie odebrał
– nie masz pracy i dochodów, bo jak nie masz prawka to nie jeździsz autem, które było Twoim narzędziem
– nie masz za co kupić jedzenia sobie i rodzinie,
– dochodzi do coraz częstszych kłótni z rodziną, bo twoje dzieci są gorsze od innych
– Twoja żona, o ile ja jeszcze masz, coraz późnij wraca do domu…
– właśnie dostałeś nowe rachunki za wodę, prąd, gaz, telefon itp., których nie masz za co zapłacić.

Ale nie martw się, nasze Państwo „dba o ludzi” Twoja sprawa w sądzie może odbędzie się może za pół roku jak będziesz miał szczęście, a Ty nie masz nawet na prawnika. I po co Ci safari w Kenii? Jak widzisz nie trzeba wydawać ogromnych pieniędzy, ani uczyć się języków, aby dostarczyć sobie extremalnych przeżyć. To zapewni Ci Państwo Polskie w osobie wymiaru sprawiedliwości.

Tak więc obecnie: Jesteś bez pracy, bo bez wyroku odebrano Ci prawo jazdy pomimo, że dotyczyło to roweru Nie masz pieniędzy, bo nie możesz zarabiać, bo nie możesz jeździć samochodem. A dlaczego? Patrz pkt 1 Nie masz za co kupić jedzenia, opłacić rachunków, a jeszcze lepiej kiedy wcześniej spłacałeś np. kredyt to nie masz jak go spłacić A dlaczego? Patrz pkt 1, 2 Twoja rodzina się rozpada, bo jesteś w jej oczach nieudacznikiem i nie masz np. żeby dać dzieciom na jedzenie, szkołę itp. A dlaczego? Patrz pkt 1, 2, 3

Właśnie otrzymałeś kolejny wyrok zaoczny nakazujący zapłatę, ale nie martw się, to kolejna zaleta survivalu. To nic, że nie masz nawet na znaczek, prawnika, żeby zaskrżyć, a dlaczego? Patrz pkt 1, 2, 3, 4 Komornik grozi licytacją Twojego majątku. A dlaczego? Patrz pkt 1, 2, 3, 4, 5
Nawet na flaszkę Cię nie stać, żeby „zalać mordę” i zapomnieć o wszystkim. A dlaczego? Patrz pkt 1, 2, 3, 4, 5, 6 Wynajmujesz się jako „wyrobnik na czarno” np. u sąsiadów, a przez to tracisz dobre imię wśród sasiadów

Przyda się to Tobie, kiedy później jakiś kurator albo lokalna policja będzie robić o Tobie wywiad środowiskowy. Jak znalazł na potem, mając na uwadze, że niektórzy z twojego otoczenia są katolikami i zrobią wszystko, żeby Ci „dokopać” opinię „mendy lokalnej” masz z głowy. Możesz też być spokojny, bo kuratorzy oraz policjanci mają zapędy literackie, albo dopiero ćwiczą literaturę, bo w szkole nie uważali i dlatego robią to co robią. Dlatego ich „twórczość” przypomina powieść, a ma się nijak do faktów. Tak więc możesz być spokojny, że nie pokrzyżują Twoich planów. Tak więc szukając kolejnej „roboty na czarno” jesteś coraz rzadziej w domu. Dlaczego? Patrz pkt 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8.

Ma to też zaletę, że nie możesz odbierać korespondencji, w tym wezwań, bo Ciebie nie ma. A jak pamiętasz złożyłeś na poczcie oświadczenie, że nikt poza Tobą nie ma prawa odbierać korespondencji do Ciebie. Ale, żeby się nie nudzić, czytasz z niepokojem „Konstytucję RP” i martwisz się, że Twoje plany mogą być pokrzyżowane. Szczególnie art. 45, który mówi w punkcie 1, że:

„Każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki, przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd”

Oraz w art. 42 w pkcie 1 mówiący, że: „Odpowiedzialności karnej podlega ten tylko, kto dopuścił się czynu zabronionego”

W punkcie 3 zaś mówiący, że: „Każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu”

Nie martw się!!! To państwo nie pozwoli Ci pokrzyżować Twoich planów survivalowych To tylko pobożne życzenia, a rzeczywistość sobie (patrz „Spółdzielnia”) Jak widzisz „już nie działa” art. 42, a szczególnie pkt 3. Dlaczego? A gdzie masz prawo jazdy i wyrok na podstawie którego Ci go odebrano. Nie masz, bo nie było żadnej sprawy? Ano wlaśnie!!!

A i w art. 45 też już nie działa, bo ile czasu już minęło, a sprawy jeszcze nie ma. A w jego treści jest zapisane „bez nieuzasadnionej zwłoki” Zakładasz więc, że Twoja sprawa jest bardzo skomplikowana i trzeba co najmniej wykonać:

– specjalistyczną expertyzę Twojego roweru u biegłego – wiadomo, im też trzeba dać zarobić – prawda?
– specjalistyczną expertyzę krzywizny drogi – kolejny expert (biegły) zarabia
– specjalistyczną expertyzę (biegli) warunków pogodowych (i znów ktoś zarobi)

I to „woda na twój młyn” bo i tak na końcu Tobie dowalą te koszta. A sprawy jeszcze nie ma. A Ty już masz atrakcje choć o nich jeszcze nie wiesz. I wreszcie jeeest!!! No właśnie Co jest??? Wyrok!!! – Zaoczny??? Jak to możliwe? Otóż jest to możliwe Pamiętasz? Robiłeś za wyrobnika i nie bywałeś w domu. Twoi wierzący sąsiedzi tak Ciebie „lubieją”, żeby „Ci” dokopać. A co to za problem wywalić zostawione Tobie awizo Zakładając, że w ogóle takie awizo miałeś, bo być może listonoszowi jakoś nie było po drodze, a nikt nie sprawdził czy zostawił, czy nie

Ale zajmijmy się wyrokiem. Właśnie z niego wyniknie wiele korzystnych dla Ciebie rzeczy, aby zapewnić sobie dalsze przeżycia survivalowe – i extremalne. Otóż Sąd zadbał bardzo, aby ochronić bezprawie „Spółdzielni” Pamiętasz? Odebrano Ci na policji prawo jazdy Minęło ponad pół roku
Pozbawiono Ciebie przez to możliwości:

– pracy
– dojazdów
– zarabiania
– płacenia rachunków, rat kredytów
– nie miałeś co jeść
– Twoje dzieci maja tatę za „dupka”, bo nie zapewniał im podstaw
– Twoja żona wniosła o alimenty, które Ci zasądzono, i Twoje zaległości już są duże (o szczegółach dodatkowych zapewnionych Ci extremalnych doznań w rozdziale „Alimenty”)
Nie przeszkodziło to jednak sądowi, który jak pamiętasz art. 42 pkt 1, 3 oraz art. 45 jest zobowiązany … orzec, że:
– zalicza na poczet kary zakazu prowadzenia pojazdów okres od dnia zatrzymania prawa jazdy – sankcjonując tym samym bezprawie
– masz zakaz prowadzenia pojazdów na (dwa lata)
– masz odrobić ileś godzin prac społecznych,
(nigdzie nie ma gdzie pomimo, że to sąd ma wskazać, gdzie masz to zrobić)

Prawda, że to lepsze od tarzania się w błocie gdzieś w dzikim kraju i to za ogromną kasę, oszczędzasz na kosztach podróży.

– uprosiłeś sąsiada, żeby pozwolił Ci zadzwonić do sądu i zapytać, co z tą pracą społeczną?
– udaje Ci się to dopiero po dłuższym czasie
– czekasz więc, aż pani po drugiej stronie najpierw odnajdzie Twoje akta, a potem dopiero poczyta i zrozumie, o co chodzi. Potem uzyskujesz informację, że możesz spokojnie czekać, bo sąd przyśle Ci informację.
– czekasz więc…..
Mija 1-szy rok – nic
Mija 1,5 roku – nic

Owszem pojawia się w pewnym momencie jakieś indywiduum, które mówi, że jest kuratorem. Poprosiłeś go, żeby się wylegitymował. Usłyszałeś, że on nie musi, i tak będzie wiedział, co napisać.
Pisma z sądu – nie ma… Już zaczynasz się martwić, że Twoje doświadczenia survivalowe nie będą tak intensywne i fascynujące. Nie martw się!!! Mówiłem Ci, że to państwo zadba, żebyś się nie nudził. No i widzisz miałem rację!!!

Jest!!! Wraca survival, dostajesz wezwanie do sądu do zespołu kuratorów do stawienia się w połowie czerwca (sezon wakacyjny).

– próbujesz więc dodzwonić się do sądu, bo właśnie udało się dzięki grzeczności kogoś wyjechać na 2 tygodnie z dziećmi mimo, że nie miałeś na to pieniędzy.
– próbujesz się tam dodzwonić przez pół dnia – bez skutku.
Ciekawe dlaczego z innego miasta pomimo, że zameldowany jesteś gdzie indziej, a swojemu dzielnicowemu zostawiasz kontakt do siebie telefoniczny i jak tylko dzwoni to reagujesz.
I dalej nic…
– i nagle jeeest – kolejna atrakcja zafundowana Tobie przez państwo.
Wezwanie na sprawę…
w innym mieście (35 km) od miejsca zameldowania.
– przypominam, że nie masz
– pracy
– kasy
– na prawnika
– na to, żeby dojechać
– czym dojechać.

Stajesz więc przed kolejnym wezwaniem survivalowym. Brzmi ono „Jak tam dojechać na czas i czym” Ale co to dla Ciebie? – Prawda? Przecież po to zacząłeś to „polskie safari”.
Udaje się namówić kogoś, żeby za darmo zawiózł Ciebie tam, poczekał (nie wiadomo ile), przywiózł.
– Mając na uwadze, że to dzień roboczy, a ktoś, kto ma paliwo i auto to ma zapewne pracę, bo dzięki niej właśnie to ma, czyli np. pewno zrobił dla Ciebie grzeczność i wziął dzień wolny = prawda?

Życie jednak, jak ktoś się stara, to pomaga mu „uprzyjemniać” codzienność i kiedy już jedziecie dochodzi do stłuczki tego, co Ciebie wiózł z kimś innym. Jesteś więc mimowolnym świadkiem IV wojny światowej, a przynajmniej jej początku, poprzez ewolucję konfliktu kierowców czyli uzgodnienie, oczekiwanie na policję, a ponieważ chcesz nabyć dodatkową umiejętność – mediatora udaje się, że panowie rozjeżdżają się ugodowo. 

]W międzyczasie, ponieważ minęła godzina, na którą miałeś dojechać, i po zdarzeniu nie bardzo masz czym dzwonisz do pani w sądzie, żeby usprawiedliwić fakt, że nie dojechałeś.
– Pani z sadu, zapewne z sekretariatu wydziału uspokaja Ciebie, że nie masz się co martwić.

Ale nie denerwuj się, I tak się dowiesz, że była to nieobecność usprawiedliwiona, a wydano wyrok nakazujący 1/2 roku zakładu karnego. I jak się okazuje Twoim sprzymierzeńcem był tu kurator, który zamiast zrobić prawidłowo wywiad z Tobą, wydał opinię, że należy Ciebie wsadzić na 1/2 roku i zrobić z Ciebie kryminalistę.

– A Ty nadal nie masz pracy
– Nie masz kasy i nie masz na adwokata
– Masz długi
– Twoi tzw. „przyjaciele” maja ciebie w „d…”
– Rodzina właśnie Ci wczoraj powiedziała, że masz „wyp….ć” z domu.


Zobacz, ile doznań potrafi zagwarantować Ci to opiekuńcze państwo. Popatrz właśnie minęło niespełna 2 lata tej szkoły przetrwania i wydałeś prawie nic i „ile pozytywnych doznań” i skutków.
Nie masz pracy
Nie masz co jeść
Nie masz jak zarobić
Nie masz praktycznie rodziny
Nie masz za co spłacić rachunków
Nie masz za co spłacić rat kredytu
Nie masz za co spłacić opłat za auto
– nie masz więc już przeglądu
× (a zrobienie go to dodatkowa kasa)
– nie masz więc już ubezpieczenia
× (nie masz za co zapłacić)
× (to państwo dba szczególnie o to, abyś miał atrakcje…

W „dzikich krajach” umowy mają swój początek i koniec, i jak się kończy taka umowa, to trzeba zawrzeć następną, a jak nie to nie ma takich mechanizmów, że się automatycznie przedłuża i z tego tytułu ktoś potem robi z Ciebie dłużnika – patrz rozdział „Spółdzielnia”.

Jak widzisz same extremalne doznania i to za darmo, sponsorowane przez pastwo, a mało tego to jak zapewne pamiętasz pisałem, że państwo zapewni Ci też za wytrwałość premie rzeczowe n. w postaci bezpłatnego zakwaterowania z całodziennym wyżywieniem, mało tego to jeszcze i będziesz tam strzeżony, aby nikt z ulicy Ciebie nie okradł, ani nie napadł. No, może warunki lokalowe nie są rewelacyjne, bo „pokoje wieloosobowe”, ale za to masz bieżący kontakt z historią, bo budynki mają warunki rodem z XIII w. No może niektóre z późniejszych stuleci. Ale Ty założyłeś, że to ma być „krajowa szkoła przetrwania” bez własnych inwestycji – prawda?

Ale i o tym za chwilę. Teraz wróćmy do kolejności zdarzeń. Właśnie pojawiłeś się w domu na chwilę, bo skończyłeś gdzieś pracować jako „wyrobnik na czarno” i przywiozłeś parę groszy. Co za ulga!!!

– Dzieci pamiętają jeszcze, że ten pan to tata!!!
– Te parę złotych, które przywiozłeś to spowodowało
– Właśnie zajmujesz się naprawianiem w domu tego, co się rozwaliło, odpadło, rozpadło i podobne roz…

Ale nie zapominaj, że Twoja „szkoła przetrwania” w tym kraju jeszcze się nie skończyła. Nie odebrałeś jeszcze premii od państwa za wytrwałość. Ale nic w przyrodzie nie ginie mimo, że ostatnio nigdzie się przez 2 miesiące nie ruszałeś z domu. Co najwyżej na koniec podwórka lub do okolicznego sklepu i to też sporadycznie, bo nie masz już kasy. Acha, zapomniałem, nie jesteś u siebie, ale tam, gdzie obecnie mieszka matka Twoich dzieci i one, ale przecież zarówno tam, gdzie jesteś zameldowany Twój dzielnicowy ma z tobą kontakt telefoniczny.

– Jak będziesz miał farta to powie on, że Tobą są same kłopoty i po prostu wrzuci Twoje dane do osób poszukiwanych. Rewelacja prawda???!!! I w którym biurze podróży wymyśliliby podobne atrakcje???

Teraz masz pewność, że nie jesteś „bezimiennym Kowalskim” i każdy policjant i jego „ucho” Ciebie rozpoznaje. I po co wydawać krocie na autopromocję swojej osoby?? Bo przecież zgodnie z kanonem autopromocji „nieważne, co się mówi i jak się mówi o Tobie, ale ważne, że się mówi”. Teraz tylko krok, by być celebrytą. No, ale wróćmy do tematu.

Właśnie od 2 miesięcy siedzisz w domu i bardzo skutecznie się ukrywasz, szczególnie wtedy, kiedy korzystasz z internetu i rozmawiasz ze znajomymi, udzielasz się na wielu portalach, w których jesteś zarejestrowany i bierzesz udział w dyskusjach, komentujesz zdarzenia na stronach ogólnych – bo właśnie dopadłeś komputer córki i dostęp do internetu.

Odbierasz całą masę telefonów od znajomych i nieznajomych, ponieważ Ty nie możesz dzwonić to prosisz, aby oni zadzwonili, bo wszędzie podałeś obydwa numery telefonów. Tak więc skrupulatnie i zgodnie ze sztuką się ukrywasz – prawda? Chyba powinni się uczyć od Ciebie takiej sztuki ukrywania się przed organem sprawiedliwości „zawodowi przestępcy”. Możesz być z siebie dumny, bo właśnie przez tak skuteczne ukrywanie się wyprowadziłeś w pole cały aparat wymiaru sprawiedliwości, który za 10 mld budżetu, jaki otrzymują, dali się zwieść takiemu golasowi bez kasy jak Ty. I właśnie otrzymujesz nagrodę, bo pojawiają się dwaj panowie w mundurach i pytają rezolutnie, czy wiem, po co przyjechali ok. godz. 22.00.

Ponieważ, jak pamiętasz, uczestniczysz w „szkole przetrwania po polsku” sponsorowanej przez ministerstwo sprawiedliwości, ministerstwo spraw wewnętrznych i skarb państwa – a nie w szkoleniu wróżek – to nie wiesz o co chodzi. Nie przejmuj się. Twoja „szkoła przetrwania” trwa dalej. Bo pomimo, że mają obowiązek powiadomić Ciebie rzetelnie to usłyszysz, że „masz pojechać z nimi” i się nie martwić, bo gdzieś za godzinę będziesz z powrotem. Oczywiście, aby uatrakcyjnić Ci Twoje przeżycia nie powiedzą Ci, że masz być doprowadzony do aresztu śledczego. Bo po co? Ale ponieważ Twoje przeżycia maja być extremalne to oni Ci to zabezpieczą. Nie pozwolą np. powiadomić matki dzieci, że je zostawiasz same, bo ona na moment poszła do sąsiadów. Zostawiasz je więc same. I już masz kolejne przeżycia. Prawda, że państwo dba o Ciebie, żebyś nie miał sklerozy, bo przy stresie zanika cholesterol w organizmie.

Ale to nie koniec Twojej „szkoły przetrwania”. Właśnie dojechałeś na komendę.
Nie martw się pomimo, że masz prawo zadzwonić, to „stresik” masz zapewniony – nie dadzą zadzwonić i przekazać co chcesz, i to obojętne, czy do matki dzieci, czy do adwokata. To oni zadzwonią i przekażą to, co Ty masz do powiedzenia, pomimo, że nie mówiłeś, co chcesz im powiedzieć. Prawdziwe wróżki – prawda? I już masz „stresik” kolejny zapewniony.

I przy tym potkanie z prawdziwym lwem, słoniem, tygrysem na „safari” to pryszcz – a za tamto płacisz, tu masz za darmo. Nie zapomnij jednak, ze miałeś jeszcze inne atrakcje, bo nie dali Ci zabrać nic z domu, ani ubrania, ani dokumentów, nic zupełnie. Jak to bardzo pomoże Ci w przyszłości w dodatkowych extremalnych sytuacjach sam się przekonasz. Na razie rozpoczyna się część sponsorowana przez państwo, konkretnie wymieniłem przez kogo wcześniej. Właśnie dowiadujesz się, że tą „pracę społeczną” o tym pisałem wcześniej, zamieniono Ci na 180 dni zakładu karnego.
Zastanawiasz się, jak to policzono? A po co?

Załóżmy, że wg przepisów policzono Ci 10 złotych za dzień czyli jak łatwo policzyć
180 x 10 zł = 1800 zł (zwykłe działanie logiczno-matematyczne) No cóż, prościej było zamienić na grzywnę? Ale po co? Kiedy to opiekuńcze państwo funduje Ci „sponsoring rzeczowy” w postaci pobytu w zakładzie karnym – gdzie masz całodzienne wyżywienie, spanie i jeszcze inne „atrakcje” zapewniające Ci głębie pełni extremalnych doznań, ale o tym potem. Teraz wróćmy jednak do rzeczywistości i obliczeń, ile zyskałeś na sponsoringu. 

Otóż 180 dni to 6 miesięcy zakładając, że 1 miesiąc Twojego pobytu kosztuje państwo średnio ze wszystkimi atrakcjami ok. 5000 zł.

– Wchodzą w to też między innymi i inne atrakcje „wycieczki z ZK do ZK”,
A jak się mocno postarasz to możesz zwiedzić całą Polskę.
– Opieka medyczna i wiele „survivalowych” przeżyć z nią związanych
Tak więc 6 miesięcy x 5000 zł = 30000 zł

Zobacz więc, czy znasz inne takie biuro podróży niż „polski wymiar sprawiedliwości”, które zapewni Ci tyle przeżyć i jeszcze do nich tyle dołoży i to nie wszystko.
Bo jak jeszcze się temu przyjrzysz to okaże się, że pomimo, ze zostałeś skazany wyrokiem a rzekomą jazdę pod wpływem alkoholu – patrz początek Twojej „szkoły przeżycia po polsku” to siedzisz nie za niewykonanie prac społecznych ale ponownie zostałeś ukarany za jazdę pod wpływem alkoholu, a już raz wyrok w tej sprawie został wydany i jest prawomocny. Możesz więc potem więcej zarobić, bo wystarczy, że wystąpisz o odszkodowanie za pobyt w ZK i zadośćuczynienie i to nie tylko dla siebie alei dla bliskich to jeszcze dostaniesz niezłą dodatkową premię pieniężną.

Poniżej przykładowe wyliczenie tej premii. Oczywiście są to kwoty hipotetyczne i minimalne ich wysokości. Inwencja w górę zależy od Ciebie i nie martw się, że za mało.
Jeśli tak, to zawsze jak wyczerpiesz w Polsce procedury to możesz dochodzić ich realność w Trybunale w Strasburgu – to jest dopiero survival i to nie ruszając się z kraju.
Ale na razie wróćmy do kraju. Zakładamy więc, że:

A – siedziałeś 180 dni
B – 180 dni to 6 miesięcy
C – najniższa pensja krajowa to 1500 zł
D – masz 3 dzieci w wieku szkolnym
E – masz obowiązek wobec matki dziecka, która przez ten czas łożyła na ich utrzymanie to zadośćuczynienie i odszkodowanie dla Ciebie:
minimalne:
– za niesłuszne aresztowanie i wyrok spędzony w ZK.
180 dni x 100 PLN = 18.000 zł
– za utracone zarobki
(pamiętamy, że nie jesteś pazerny i jako podstawę liczysz najniższą krajową pensję).
2 lata i 6 miesięcy = 30 miesięcy
Bo liczysz od czasu, kiedy odebrano Ci prawo jazdy i nie mogłeś pracować
30 x 1500 (najniższa pensja krajowa) = 45.000 PLN
Zadośćuczynienie dla dzieci
180 dni x 100 zł = 18.000
2 x 4,500            =   9.000
tyle średnio kosztują obozy zimowe i letnie.
180 dni x 100 zł = 18.000
2 x 4,500            =   9.000
180 dni x 100 zł = 18.000
2 x 4,500            =   9.000
Razem:                  81.000
Zadośćuczynienie dla matki dzieci
180 dni x 100 zł = 18.000
2 x 4,500            =   9.000
27.000
(mama też jedzie z dziećmi, bo Ty siedzisz).
Czyli razem =
Dzieci                         – 81.000
Matka             – 27.000
108.000
+ odsetki ustawowe do dnia zapłaty

Ale to nie wszystko, bo jest jeszcze konieczność pokrycia wszelkich zobowiązań, które pokrywałbyś, gdybyś zarabiał i spłacał terminowo. Do ustalenia u wierzycieli tzn. banki, operatorzy, internet, itp. i to z odsetkami od dnia otrzymania prawa jazdy czyli uniemożliwienia Ci pracy i zarobków do dnia zapłaty. Widzisz, zamiast wydawać – zarabiasz. Oczywiście nie nastawiaj się, że to będzie szybko i w kraju. Raczej nastaw się na Strasburg. Ale wtedy musisz zmienić wartości na euro. Ktoś tu mówił, że mamy kryzys i musimy oszczędzać?

Kryzys? – Jaki kryzys przy takim sponsoringu. Wróćmy jednak do tego, że jesteś na komendzie.
Nie ma tu większych wrażeń, a ponieważ jest późno to spędzasz tu nockę, a rano po śniadaniu jazda.
Po drodze dowiadujesz się, że wyrok to wyrok, a „sprawiedliwość ma kolor niebieski”. I jesteś na miejscu. Oto nowy okres extremalnych doznań.
Zostałeś „powitany” kopem w dupę i hasłem „Zamknij mordę śmieciu, bo Ci zajebię w łeb”. Ale o tym potem. Zatrzymajmy się na razie w tym miejscu.

Innym sposobem na Twoje „polskie safari” może być tzw. „pomówienie Ciebie o coś”. Dobrze, jeśli mieszkasz w małej miejscowości. Tu nie potrzeba wielu inwestycji. Wymagać to będzie od Ciebie troszeczkę inwencji. Ponieważ mieszkamy w kraju katolickim, gdzie jak mówią statystyki żyje 95% katolików i wszyscy z nich żyją zgodnie z przykazaniami. Pamiętasz je? No właśnie…

Pomińmy kilka z nich, bo przecież nie jest Twoim celem nawracanie tylko przeżycie extremalnych doznań tak jak w szkole przetrwania albo safari. Można by się tu na chwilę zatrzymać na chwilę na kilku:

– np. nie kradnij…
Nie polecam, doznania z nich co prawda są niezapomniane, ale skutki niekoniecznie Ciebie interesują, chyba, że chcesz zostać politykiem, urzędnikiem itp. Ale to inny rodzaj doznań i on Ciebie nie interesuje.
– Nie pożądaj żony bliźniego swego…

To też ryzykowne przedsięwzięcie, bo albo dostaniesz w mordę od męża, albo będziesz ją potem „miał na stanie” na dłużej, a faceta uwolnisz od tego ciężaru. Możesz skorzystać chwilowo, to może się Tobie przydać. Pamiętaj tylko, żeby przy „używaniu” zapylić, wtedy jest to inwestycja na przyszłość, a Ty załapiesz się w „polskiej szkole przetrwania” do specyficznej i dość licznej grupy nazywanej „alimenciarze”. Wróćmy do „pomówionych”.

Tak więc jak mówimy żyjesz w kraju katolickim i wszyscy przestrzegają przykazań. Co niedziela widzisz ich w kościele. A na co dzień? Zajmijmy się więc jednym z przykazań „nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”. Ale ładne i ile ma wartości – prawda?

No to popatrzmy na to przykazanie bliżej. Jak to jest w praktyce i czy może się nam przydać. Zaręczam Ci rewelacyjne i daje tak wiele możliwości. Tak więc zakładam, że nie odpowiada Tobie pierwszy przykład. Ten daje większe możliwości w wielu wariantach. Ale za czym przedstawię Ci warianty dam Ci jedną nieocenioną radę. W każdym środowisku funkcjonuje coś, co odda co odda Ci nieocenione usługi i to za darmo. Jak wielka jest potęga informacji możesz się przekonać na przykładzie celebrytów. Oni płacą ogromne kwoty za „produkowanie” różnych informacji o sobie i to nieważne: pozytywnych czy negatywnych, ale ważne, żeby się o nich mówiło.
Ale ty bądź od nich mądrzejszy i nie wydasz ani grosza. Zorientuj się dyskretnie, czy i gdzie w Twojej miejscowości jest „lokalna agencja informacji”. Oni nie mają żadnej siedziby, możesz ich jednak łatwo odszukać np. w sklepie, kółku różańcowym, u fryzjera (jak jest) itp. Ich specjalizacją jest plotka. Ta to ma siłę!!!

Zaręczam, że jak umiejętnie nią pokierujesz, to nawet będąc zwykłym „szarakiem” w efekcie staniesz się „herosem”, i lokalnym bohaterem. Jeśli już znalazłeś to podpowiem Ci potem, jak z nich korzystać. Poszukaj w części „Lokalna – plotka”. Wróćmy jednak do wariantów.

II – Na energetyka

Delikatnie, najlepiej przez kogoś, rozpuszczasz o sobie plotkę, że kradniesz prąd.  Oczywiście masz w domu sprawną instalację, a licznik widzisz tylko wtedy, kiesy przechodzisz obok budynku, a na prądzie i elektryce totalnie się nie znasz. Ale nie martw się, nie musisz być fachowcem. A przeżycia masz jak na safari albo i lepsze, a i w efekcie jak się postarasz takie, jak opisałem w części pierwszej.

Zaczynamy. Ponieważ ktoś doniósł, że rzekomo kradniesz prąd właśnie przed chwilą zgasło światło, a Ty straciłeś całonocną pracę na komputerze. Jak widzisz „safari po polsku” się zaczęło i po co Ci biuro podróży”. Wychodzisz więc przed dom i co widzisz. Na Twoje podwórko wjechała ekipa panów z zakładu energetycznego. To nic, że nie mają prawa, ale „spółdzielnia” ich ochroni potem, a poza tym kto im co zrobi, a od kogo oni biorą prąd. Panowie już zdjęli licznik, pomimo, że powinni wcześniej przynajmniej zapukać i wyjaśnić – ale co tam – do kogo ta mowa. I już masz doznania, bo straciłeś całonocną całą swoją pracę, nie masz prądu. Panowie, pomimo że wjechali na Twoją posesję bezprawnie, bez uprzedzenia odłączyli prąd i zdjęli licznik – rzekomo do kontroli zachowują się tak, jakby byli u siebie i są aroganccy. Nie pozwalasz im jednak odjechać i wzywasz policję.

Podczas tego oczekiwania oni próbują odjechać i pomimo, że stoisz przed maską, auto rusz. Oczywiście wpadasz na maskę. Nie udaje im się jednak odjechać. Przyjeżdża radiowóz, który wezwałeś. Żadnych rewelacji i doznań poza tym, że nadal nie masz prądu. Dzwonisz więc do zakładu energetycznego i mówisz o zdarzeniu. Przyjeżdża druga ekipa i już jest prąd. A kogo to obchodzi, że stracileś swoją pracę?

Czekasz więc, że wezwą Cię na komendę, żeby złożyć zeznania, bo tak poinformowali Cibie policjanci, którzy przyjechali na interwencję. Mija tydzień, dwa, trzy i nic. Już tracisz nadzieję na to, że przeżyjesz prawdziwą przygodę w „polskiej szkole przetrwania”. Nic bardziej mylnego. I wreszcie jest radiowóz. Sympatyczny pan dzielnicowy spisuje wszystko, co mówisz i już. I znowu się nic nie dzieje. Straciłeś nadzieję na przeżycie przygody swojego życia. I znowu się mylisz, i to sam nie wiesz jak bardzo.

Właśnie otrzymałeś polecony – pismo z sądu. Uradowany odbierasz i myślisz nareszcie!!!
Nareszcie – ale co? No właśnie!!! Czytasz i już wiesz, że nasze państwo dba o Ciebie, abyś nie wydawał ciężkich i drogich dewiz na jakieś tam wyprawy na safari czy inne szkoły przetrwania w obcych krajach. Dba o to, aby gdzieś tam nie zeżarł Ciebie jakiś tygrys, albo ludożerca, nie rozdeptał Ciebie słoń – a po co, kiedy nasze kochane państwo, a szczególnie tak wiarygodna i prawa instytucja jak tzw. „wymiar sprawiedliwości” czyli rodacy w Twoim kraju, rozdepczą Ciebie jak robaka i zeżrą w całości. I po co Ci tygrysy, lwy, ludożercy, słonie?

Ale wróćmy do pisma, które masz w ręku. Otóż jest to wyrok zaoczny. Ma – myślisz wreszcie się doigrali i przestaną być bezkarni – oczywiście myślisz o tych „świętych krowach energetycznych”
I znowu się mylisz, i to jak bardzo. Bo czytasz, że to Ty zostałeś ukarany za to, że jak próbowano Ciebie rozjechać, złapałeś za wycieraczkę i się urwała. A ten, co chciał Ciebie rozjechać – no cóż „spółdzielnia” działa i nie zrobi mu krzywdy, nie martw się. A Ty właśnie rozpocząłeś swój survival po polsku, czyli przeżycia, które zagwarantowało Ci państwo za darmo. Dalej, jeśli chcesz kontynuować swoją „szkołę przetrwania” postępuj tak, jak opisałem na początku. Tzn. niewykonanie wyroku, bo jesteś na tyle głupi, że wierzysz w tym kraju w sprawiedliwość, ale ona pomoże Ci tylko w przeżyciu extremalnych przeżyć. A jeszcze jak będziesz konsekwentny da nieźle w przyszłości zarobić. Patrz wyliczenia zawarte wcześniej.

III wariant

Na abonenta telefonii komórkowej i Internetu I tu nie musisz ponosić wielkich inwestycji na miarę kosztów dalekich wypraw. Masz dwie możliwości.

I-sza. Kupujesz używany telefon komórkowy. Prost aparat możesz już kupić za ok. 50 zł. Dokupujesz w kiosku zwykły starter jakiejkolwiek sieci. Nieważne jakiej. O tym powiem potem.W opakowaniu poza kartą jest kilka informacji bardziej reklamowych, niż umownych. Wkładasz więc kartę do telefonu i korzystasz. W żadnym przypadku nie rejestruj się u operatora – nie musisz pomimo, że operator w nagrodę za niezarejestrowanie zapewni Ci wiele extremalnych przeżyć.
Korzystasz więc z telefonu, doładowujesz konto tak, żebyś miał zawsze dodatnie saldo na rachunku telefonicznym – doładowując zdrapkami. Ale nudne – co? A nieprawda!!!

Właśnie zacząłeś swoją „szkołę przetrwania po polsku”. Otóż nadszedł właśnie ten wymarzony przez Ciebie dzień – kiedy znów ktoś zadbał o Twoje przeżycia. Właśnie na Twój numer zadzwonił jakiś „ktoś”, kto rzekomo dzwoni od operatora (w rzeczywistości, jak się potem okaże, z operatorem ma niewiele wspólnego, bo jest to tylko najemny pracownik call-center) i zaproponuje tobie nowy „rewelacyjny” telefon i korzystne rzekomo taryfy np. poprzez określoną ilość doładowań na określoną kwotę. I na określony czas. Podpowiadam, wybierz najdroższy aparat.

Dostałeś pocztą zamówiony aparat i umowę, ale, żeby ją przeczytać to musisz odebrać przesyłkę, czyli zaakceptować tym umowę. A jeszcze zapłacić za tę przesyłkę. No dobra – pamiętasz o „szkole przetrwania” i chęci przeżycia przygody swojego życia? – Prawda? W sumie zawarłeś umowę na 1 rok. Korzystasz więc, doładowujesz regularnie. Pamiętaj, żeby mieć dodatnie konto na rozmowy, najlepiej, jak za jednym razem zrealizujesz kilka umownych doładowań. Więcej Ci potem ukradną, a ty i tak będziesz miał wyrok. Ale o tym potem.

Któregoś dnia jadąc np. samochodem z dziećmi w niedzielę wieczorem w święto na totalnym bezludziu nagle auto staje i na nic nie zdają się Twoje próby przekonania go, żeby jechało. W desperacji sięgasz po telefon, żeby zadzwonić po pomoc. I co? I tu niespodzianka!!!
Po wybraniu numeru słyszysz, że nie możesz wykonać połączenia dopóki nie doładujesz konta. A to niespodzianka. Sięgasz więc pamięcią wstecz. I tak:

– wczoraj sprawdzałeś i na koncie na rozmowy miałeś prawie 100-wę
– minęło dopiero 6 miesięcy, a umowa z operatorem jest na 1 rok.
Ale masz głupią minę. To dopiero extremalne przeżycie. I po co „safari” – tygrysy, ludożercy, ogólna extaza.
– dzieci drą gęby, bo im zimno
– kobieta po raz kolejny „daje i popalić”, że była ślepa, jak Ciebie poznała
– auto nie działa
– jest niedziela wieczorem, właśnie leje jak „z cebra”
– nie znasz nikogo w okolicy
– nie masz jak wezwać kogoś, żeby np. zholować auto.

Zupełnie jak w dżungli i to za darmo. Pełny „survival”. Ale masz farta, bo właśnie na tym bezludziu widzisz, że jedzie auto.

– zatrzymujesz go więc, bo on się nie boi zatrzymać widząc dzieci, kobietę i podniesioną maskę, i światła awaryjne (o ile nie padł akumulator, one jeszcze działają. Ten „aborygen” – czyli tubylec pomaga Ci uruchomić auto, bo on się na tym zna a Ty nie. – dziękujesz mu więc sowitą zapłatą, jaka sobie zażyczył i ruszasz dalej.

A w dżungli Male szanse, ze spotkasz „aborygena”. A jeśli już to ewentualnie posłużysz jako danie w jego menu. Jedyne, co masz zagwarantowane to pokój przez najbliższy czas, bo:
dzieciaki zmęczyły się darciem ryjków i śpią, bo działa ogrzewanie, kobieta siedzi naburmuszona i obawia się, że jak otworzysz okno o wyfrunie jak balonik z samochodu, więc profilaktycznie nie otwiera „dzioba”.

Docierasz więc na miejsce w spokoju. Nurtuje Ciebie jednak pytanie, dlaczego nie mogłeś się dodzwonić, ale zostawiasz rozwiązanie tego problemu na rano. Zapada noc, a Ty w sen. Niestety ranek budzi Cię brutalną rzeczywistością. Dzieciaki „drą gęby jak co rano”, a i Twoja kobieta przestała się obawiać, że „wyfrunie z auta” i kontynuuje na glos swoje wczorajsze rozważania, jak bardzo się „pomyliła” w życiu. Ponieważ nie masz ani dynamitu, ani bazuki, ani nawet kapiszona, żeby uciszyć to towarzystwo, po prostu „po angielsku” opuszczasz to pomieszczenie i jedziesz do warsztatu, a tu musisz zostawić auto do wieczora. Tyle ciszy i spokoju – pełna rozpusta.

Ty jednak nie możesz zapomnieć, że postawiłeś sobie za cel extremalne doznania – prawda?
Dzięki uprzejmości mechanika dzwonisz (na jego koszt) do operatora, tam mówią Ci, że ani umowa nie ma znaczenia, ani stan konta na rozmowy, bo Twoja karta straciła ważność, a jak nie doładujesz do jakiegoś terminu to Twoja kasa, którą miałeś przepada. Po odebraniu auta wracasz do domu. Już po wojnie – bo towarzystwo gdzieś się rozeszło. Siadasz więc wygodnie w fotelu, a w dżungli byś nie miał fotela, bierzesz kodeks cywilny i ufny w prawo czytasz, że jak jedna strona nie wywiązuje się z umowy, to możesz od niej odstąpić, a jeszcze domagać się zwrotu kosztów.

Chyba zapomniałeś w swoim optymizmie, że państwo dba o Ciebie i nie pozwoli Ci na nadmiar cholesterolu (nie myślę tu o służbie zdrowia), ale zafunduje Ci całą masę atrakcji – wyjmujesz więc kartę z telefonu, pal licho tą kasę. A swoją drogą to dobry sposób na własny biznes, bo nie trzeba ciężko pracować tylko wymaga kapitału. Ale jak innych, którzy posiadają taki kapitał prowadzisz w zagadnienie to macie „frajerski zarobek”, bo kto będzie dochodził zwrotu takich małych kwot, raczej machnie ręką. A jak je dodasz do siebie, to dopiero robi się kasa.

– po jakimś czasie dostajesz dziwne wezwania do zapłaty na dziwne kwoty od dziwnych firm tzw. windykacyjnych.
Są tam też groźby, że jak nie, to oni pozwą Cię do sądu.
– no to czekasz na to wezwanie do sądu, spokojnie, bo to nie Ty złamałeś warunki umowy i przestałeś płacić, ale operator pod pozorem nieważności karty przestał świadczyć połączenia.
– przekonałeś się o tym, kiedy chciałeś wezwać pomoc – pamiętasz
– częstotliwość tych nękających pism i sumy na nich wzrastają.
Siadasz więc znowu w fotelu i posiłkujesz się mądrymi książkami
– stalking
– nękanie itp.

No dobra, masz dosyć tego. Postanawiasz to zgłosić. Liczysz na to, że dadzą Ci spokój i znowu się przekonasz jak państwo dba o Ciebie zapewniając Ci całą masę „atrakcji”. Właśnie postanowiłeś złożyć zawiadomienie. Jesteś na komendzie. Przez pierwsze kilkanaście minut usiłujesz zwrócić na siebie uwagę dyżurnego, który bardzo zajęty jest wpatrywaniem się gdzieś przed siebie z tępym wzrokiem. Po chwili jednak widzisz, ze to nie hipnoza a ekran monitora, na który się patrzy, a jego twarz bez wyrazu wskazuje na to, że bardo próbuje zrozumieć o co tam chodzi na tym monitorze.

Nie próbuj za wszelką cenę jednak przerywać mu śpiewając np. pieśni ludowe, tańczyć, albo uprawiać ewolucje akrobatyczne bo zyskasz to, ze jak brutalnie mu przerwiesz jego tok myślowy, to w złości zamiast spytać o co chodzi w najlepszym wypadku wylądujesz na psychiatrii, a on i tak potem wróci do swoich działań. A Ty przecież nie po to tu jesteś. Nie używaj też bardzo trudnych wyrazów typu „stalking’, „nękanie”, bo popatrzy na Ciebie jak na przybysza z innej planety. I znów skończysz w psychiatry ku, albo wezwie z NASA – oddział do walki z przybyszami z innej planety i niektóre rzeczy są dla niego za trudne. To jednak mądrzy ludzie – tylko troszeczkę inaczej.
– no, ale jeśli już udało Ci się wyrwać go z tego letargu, i nawet zauważył, że jesteś, nie wezwał psychiatrów ani NASA i nawet wie, o czym mówisz to jeszcze nie koniec atrakcji, a wręcz początek.

Teraz zostajesz dopuszczony przed szacowne oblicze innego. Nazywa się to w ich narzeczu „złożeniem zeznań”. Odbywa się to w stosunkowo przyjaznej atmosferze i nawet w języku podobnym do tego, którym się posługujesz. Tylko dopiero wtedy, a nie wcześniej w szkole przekonujesz się, jakim pięknem, wartościami i bogactwem form dysponuje język, jakim się posługujesz, a ile dane słowo może mieć znaczeń i na ile sposobów można je zrozumieć – (to słowo oczywiście). Ale za czym zostaniesz dopuszczony do takiej konwersacji na początku spotkasz się kilkoma próbami zniechęcenia Ciebie np. Panie, oni mają tyle kasy, że Pan z nimi nie wygra i czy warto za te parę złotych. I tak Pan przegrasz, i jeszcze dojdą koszty procesu.

– na media nie masz co liczyć, bo one żyją z reklam, a oni (ci operatorzy) emitują ich bardo dużo
– to walka z wiatrakami
– a i niektóre instytucje w razie czego dostana od nich (operatorów) korzystne propozycje i czym Pani ich „przebijesz”
– a to są prawnicy, i z nimi chcesz wygrać/

Jest w tym wiele racji – prawda. Zakładam jednak, że jesteś uparty jak osioł i nie dasz się zniechęcić od razu. Rozpoczyna się więc swoisty dialog między nami. Ty mówisz swoje, on próbuje pisać swoje. Przez kolejne dni nic się nie dzieje, zmieniło się tylko to, że przestały przychodzić te dziwne pisma.

Otrzymujesz za to polecony z sądu – dziwne, z Lublina. Owszem kojarzysz to miasto, ale raczej z czasów młodości, bo są tam ładne dziewczyny, a i z telewizji., bo to piękne miasto z tradycjami i ciekawymi wydarzeniami. Ale sąd? No cóż, otwierasz zaciekawiony kopertę. A to niespodzianka!!! Otrzymujesz nakaz zapłaty i wyrok zaoczny. W sprawie. Którą złożyła w imieniu tego operatora jakaś inna firma. A i kwota jest jakaś nie taka i jakoś nikt nie zwrócił uwagi na to, że przez wiele miesięcy wywiązałeś się z umowy. I to nie Ty przerwałeś wywiązywanie się z płatności, a operator przerwał mimo trwania czasu umowy świadczenie połączeń od pozorem utraty ważności karty – pamiętasz jak zostałeś bez możliwości zadzwonienia na drodze?


A kogo to obchodzi? – Jak myślisz? Nikogo!!! A prawo, przepisy konsumenta, ochrona? To frazesy, i bzdury. Tobie to państwo gwarantuje solidną „szkołę przetrwania”. A to powyżej …, nie próbuj używać tego w toalecie, bo tuz brudzi … A odwołania? Koszty? Prawnik? … Nie żartuj! Bo wyjdziesz na idiotę. „Spółdzielnia działa” Tak więc dobrnąłeś przy pomocy kolejnego przykładu do etapu „polskiego survivalu”, o której pisałem na początku – bądź tylko konsekwentny, a państwo zapewni Ci atrakcje. Można tu jeszcze przytaczać wiele wariantów, ale skoncentrowałem się na razie na trzech.

Jest jeszcze jedna grupa to „alimenciarze” – ale to jest na tyle obszerne zagadnienie, że pozwolę sobie poprzestać na wymienieniu ich tylko sygnałowo.

Zajmijmy się teraz bardzo istotnym elementem zapewniającym wiele ekstremalnych przeżyć w dniu codziennym, i stanowiącym główny mechanizm tworzący element „polskiej szkoły przetrwania”. To „spółdzielnia” Jeśli myślisz, że to to samo co sklep, albo zakład produkcyjny, to bardzo się mylisz. I sam zobaczysz, jak wiele jej zawdzięczasz w przeżyciach i doznaniach. Generalnie mechanizm jej działania charakteryzuje duża elastyczność i wielopłaszczyznowość, w zależności od czasu, miejsca i sytuacji. Zmienne są tylko niektóre jej elementy.
Ma jednak ona poważne oparcie w swojej bezkarności w wielu instytucjach, a szczególnie w tych, które w „dzikim” kraju rzeczywiście dbają, aby wszystkie jej elementy działały zgodnie z prawem. Ale my przecież nie mieszkamy „dzikim” kraju, ale w państwie, w którym panuje tzw. „demo-kracja.

I tu można wiele, i to czasami bezkarnie. Później opowiem o metodach, dzięki którym możesz dołączyć do takiej „spółdzielni” – a prawo? A kto by się tym przejmował? Potem zobaczysz dlaczego!!! I nikt nit podskoczy!!! – Bo jak tylko spróbuje, to „spółdzielnia” ma takie możliwości i mechanizmy, że zaraz go się spacyfikuje i już jest malutki”, a jak dalej będzie podskakiwał, to zrobimy z niego „kryminalistę” – i już ma w życiu przerąbane

– a nawet jak dojdzie kiedyś swojego to
– po wielu latach
– wcześniej zostanie zgnojony
– straci wszystko
dom
rodzinę
oszczędności
pracę
firmę
przyjaciół (to specyficzny gatunek pasożyta, żerujący głównie na możliwościach, układach, kasie, rodzinie, żonie swojego żywiciela).

Charakteryzuje się szczególnym zmysłem przewidywania skutków i opuszcza nagle swojego żywiciela, kiedy jego żywiciel utracił swoje możliwości, układy, kasę i inne, patrz wyżej) – jak będzie miał jeszcze siłę i nie uda się go zniechęcić, to może dostanie kiedyś odszkodowanie. A i tak stracił wiele. Będzie więc przestrogą dla innych, żeby nie probowali upominać się o prawo, sprawiedliwość, swoje prawa. Ale wróćmy do samej „spółdzielni”.

Ma ona główny swój szkielet, który wzajemnie się uzupełnia. Rozbudowywany on jest o dodatkowe elementy w razie potrzeby.

Główny trzon szkieletu to sędziowie, prokuratorzy, komornicy, kuratorzy, policjanci.

Pozostałe to: prawnicy, syndycy, urzędnicy, lokalni biznesmeni, panie w administracji, panie w sekretariatach sądów, strażnicy miejscy, o ile są.

Spółdzielnie te podstawowe działają głównie na rynku lokalnym, ale jak już mówiłem, i tak mają zagwarantowaną nietykalność, nikt ich nie ukarze, czyli są bezkarni. Za czym przytoczę przykład działania takiej spółdzielni wymienię kilka spółdzielni zależnych tematycznie.

Spółdzielnia rodzinno-towarzyska
Spółdzielnia biznesowa
Spółdzielnia urzędowo-lokalna
Spółdzielnia zależnościowa

Oczywiście są to nazwy umowne, bo z natury rzeczy działania ich się zazębiają. Sąd – ma zagwarantowaną tzw:

– niezawisłość
– nieusuwalność
– niekomentowanie wyroków
– nieusuwalność sędziów
– brak odpowiedzialności za krzywdy i błędy, które spowodowali
– odszkodowania za nich płaci skarb państwa
– itp. np. bezkarność
– immunitet i stan spoczynku.

Prokuratura – ma zagwarantowane podobnie jak sąd przywileje w wyjątkiem pozornie:

– niekomentowanie aktów oskarżenia
– nieusuwalności (w przypadku prokuratury nazywa się to awans).

Komornicy – mają zagwarantowane też przywileje i pozornie podlegają kontroli, ale w rzeczywistości kto ich skontroluje? Wymienione wcześniej elementy spółdzielni? Pobożne życzenia.

Przykład? Proszę bardzo. Czy ktoś kiedyś kontrolował ich pracę?

Ile, czy zgodnie z prawem odbierają ludziom, ile popełniają błędów, jaka jest ich rzeczywista praca w relacji do uzyskiwanych dochodów, ile ludzkich dramatów niosą ich pomyłki, i czy rzeczywiście terminowo i rzetelnie wpłacają pobrane należności. Bardzo często w ramach „spółdzielni” współpracują z syndykami, a przez co prawie za bezcen umożliwiają „spółdzielcom” zdobycie różnych dóbr materialnych, a jeśli maja kłopoty to mogą liczyć na sędziów i prokuratorów. Oni już „uziemnią” opornych, a przecież za błędy i zniszczenie kogoś i tak nie poniosą odpowiedzialności tylko skarb państwa.

Kuratorzy sądowi zwani społeczni – to silnie umocowana i w rzeczywistości bezkarna grupa wspierająca „spółdzielców”, w razie potrzeby na różnych płaszczyznach funkcjonowania spółdzielni. Oni jak potrzeba, współpracując z innymi „spółdzielcami” mogą zniszczyć komuś życie.Dzielą się na trzy grupy:

Rodzinni

Mają nieograniczone możliwości zniszczenia Tobie i Twojej rodzinie życia, w ścisłej współpracy z pozostałymi „spółdzielcami”. Myślę, że ci, którzy na własnej skórze doświadczyli ich działań wiele mogą o tym opowiedzieć, jak ich niekompetencja, stereotypy myślowe, brak życiowego doświadczenia, frustracje, a przede wszystkim głupota i bezkarność rozbiła wiele rodzin, ile dzieci zostało skazanych na odebranie ich rodzicom i umieszczenie w domu dziecka, albo po prostu oddane do tzw. „rodzin zastępczych”. Pomijam celowo tzw. „adopcję na zamówienie”. Znam taki przykład, a przynajmniej próbę. Ale oni pod ochroną „spółdzielców” nie zapłacą za łzy ludzi i dzieci. Wpajają Tobie, że kurator Tobie pomoże, bo np. popadłaś w tarapaty i poszłaś do opieki po zasiłek celowy.
No i zaczyna się jazda survivalowa. Przychodzi pani kurator.

Pomimo, że jesteś porządnym człowiekiem, czystym, uporządkowanym, w domu masz czysto, dzieci zadbane, a zabrakło Ci tylko na leki, które są drogie i nie masz za co ich wykupić.

– pani wchodzi, już od razu z miną oficera KGB, Mossadu itp.
– bacznie rozgląda się po mieszkaniu, taksując wzrokiem liczmana przedmioty dookoła siebie: telewizor, obecnie standardowo LCD, pralkę automatyczną, lodówkę – które to sprzęty kupiłeś na raty i je spłacasz.

A to dlatego, że jest to sprzęt co prawda wyższej klasy, ale energooszczędny

– ale co to panią kurator obchodzi. Teraz ona jest górą i tylko szkoda jej, że ona takiego nie ma. Dla niej zapala się czerwona lampka, że na pewno próbujesz ją oszukać
– ale to nie koniec, a dopiero początek atrakcji
– teraz zeznania u nich nazywa się „wywiad środowiskowy”. Pozwoli on w razie czego później dobrać Ci się do tyłka (jak ktoś ze „spółdzielni” będzie chciał Ciebie zniszczyć)
– no to czas na przesłuchanie, a Ty tylko potrzebujesz jednorazowo ok. 1600 zł na leki specjalistyczne, a więc dane, płeć, wiek, adres, ilość dzieci, ilość ojców tych dzieci, ile razy, dochody, rozchody, gdzie pracujesz, ile zarabiasz, skąd masz to wszystko, co masz i wiele innych informacji.

Chyba kontrwywiad zbiera mniej i kiedy pani już zapisała maczkiem te kilka stron A-4 formularza, jeszcze raz bacznie taksuje mieszkanie i każe Ci czekać na decyzję. A lek musisz wykupić jak najszybciej. Mija kilka dni, Ty codziennie tam dzwonisz i pytasz się o decyzję. Pani spokojnym głosem mówi, że maja czas, a Ty masz czekać. I wreszcie któregoś dnia słyszysz, ze jutro pani będzie u Ciebie i masz być w domu. Czekasz więc w domu, dzieci w szkole. Pełna sielanka. Ale nie martw się, państwo zadba o Ciebie, żebyś się nie rozleniwiła

– Ty jednak niczego nie przeczuwasz. I wreszcie jest, widzisz pani idzie do Ciebie, ale jest co prawda z drugą osobą. Ty nadal nic nie przeczuwasz. Wpuszczasz więc ich do domu, proponujesz kawę i ciacho. Chętnie korzystają – i znowu pełna sielanka

– Ty z nadzieją czekasz, że pani kurator powie Ci, kiedy i gdzie możesz odebrać decyzję i kasę.
Pani mówi, ze decyzję dostaniesz teraz. Otwierasz ją niecierpliwie, czytasz. I świat zawalił Ci się w jednej chwili, bo bardzo liczyłaś, że szybko wykupisz ten lek i zaczniesz leczenie, bo masz przecież dzieci – prawda. Ale pani mówi, że niestety nie masz szans, bo Twoje dochody, nieważne, raty, spłaty, obciążenia, koszta Twój dochód przewyższył przepisy o np. 1 zł i pani nie może …
Ale to nie koniec atrakcji na ten dzień. Pani ma jeszcze dla ciebie inna rewelację.

Właśnie pani powiedziała, że po przeanalizowaniu tego zeznania, które nazwala wywiadem środowiskowym „pomogli Tobie inaczej”. Ponieważ stwierdzono, że Twoja sytuacja jest teraz zła to dzieci zostały zabrane ze szkoły i zawiezione do domu dziecka, a sędzia sądu rodzinnego wydała wyrok w trybie natychmiastowym. A Ty chciałeś tylko kupić lek. I tu możesz przekonać się, jak państwo się o Ciebie troszczy i dba o Twoje dobro. Tracisz przytomność i pogotowie zabiera Cię z zawałem do szpitala, a tam dostaniesz ten lek za darmo, a i o dzieci się „nie martwisz”, bo są pod opieką i może je kiedyś odzyskasz po ciężkich bojach.

A że psychika, dzieci, łzy, uraz na całe życie dla dzieci … A kogo to …, używając nazwy pewnej fundacji. Pani kurator jest spokojna, nic jej za to nie grozi. „Spółdzielnia” nie pozwoli jej skrzywdzić. Takich przykładów jest cała masa Można ich tu przytoczyć wiele.

Przy ogólnym nastawieniu, o które zresztą dba „spółdzielnia” „nie ma co z nimi walczyć, bo jeszcze nikt nie wygrał z sądem, prokuraturą, policją … – to jedna sitwa”.

Przekonujesz się na własnej skórze, że żyjesz w „państwie prawa” i po co Ci jakieś „safari”, „szkoła przetrwania” itp., jak nasze państwo zapewnia tobie wiele extremalnych przeżyć.

Inny przykład? Proszę bardzo. Pamiętasz?

Na początku pisałem, że zostałeś ukarany pracą społeczną, a po przestudiowaniu przepisów i zapewnieniu podczas rozmowy telefonicznej z panią w sądzie wiesz, że to na sądzie ciąży obowiązek wskazania Ci, gdzie masz się zjawić, żeby odpracować pomimo, że ten sam sąd wcześniej pozbawił Ciebie pracy, ale kto tam na to zwraca uwagę???!!! Po ponad 1,5 roku pojawił się arogancki pan, który powiedział Ci, że jest kuratorem, a jak poprosiłeś , żeby pokazał jakiś dokument to stwierdził, że nie musi … – pamiętasz? Pisałem o tym.

A on powiedział, że i tak będzie wiedział, co napisać. I wiedział… I jak poczytałeś potem w aktach „na podstawie opinii kuratora …” Przeczytają tą opinię, a potem skopiuj.

– tu też spotkasz się z „opieką państwa”, a szczególnie „spółdzielni”, bo pomimo, że żyjesz w XXI wieku i xerocopia kosztuje grosze, to Ty zapłacisz 1 zł, a jak będziesz miał szczęście to „sędzia-spółdzielca” zdecyduje, że i nawet 6 zł za stronę …, aby odechciało się Tobie dochodzić swego.

A tak na marginesie … Czy ktoś kiedyś sprawdził, kto na terenie sądu prowadzi punkty xero? Czy to są pracownicy sądu, czy firmy zewnętrzne? Na jakiej podstawie tak kalkulują cenę 1 strony? A może to, jak poszukasz głębiej, okaże się, ze są to „zaprzyjaźnieni albo po rodzinie”? A co ciekawsze, ponieważ xerują akta różnych spraw, jak to się ma do tajemnicy akt? A może …? Takich pytań jest wiele … A poza tym, jak chcesz zapewnić sobie extremalne przeżycia poproś o fakturę za xero. Zapytaj też urząd skarbowy, jak masz to rozliczyć. To jest dopiero jazda …
„Szkoła przetrwania po polsku” Pełna „extrema …”– A właśnie:

„Koszty sądowe” To oddzielny ciekawy kierunek „Twojej szkoły przetrwania po polsku”.
Dotychczas byłeś przekonany, że masz jako-taki poziom wiedzy ekonomicznej, przynajmniej podstawowej. Rozumowałeś tak: „Firma” – sąd – ponosi koszta swojej działalności i w finale w fakturze zawiera te, które Ciebie dotyczą.

W kosztach tych zawierane są wszystkie elementy, place, obciążenia, koszta, które poniosła w związku z przygotowaniem, opracowaniem materiałów, wykonywaniem kopii etc. dla kontrahenta, a w przypadku sądu – „stron”.

I tu się mylisz … Przecież „spółdzielnia” nie zrobi swoim krzywdy – prawda? A jak trzeba, to zmieni nawet prawo. A co? – A kto im co zrobi? A jak myślisz inaczej, to znaczy, że czytałeś niedokładnie. Przeczytaj to więc jeszcze raz od początku. A jak jeszcze masz wątpliwości to polecam lekturę uzasadnień o odmowie zwolnienia z kosztów sądowych osobom, które mają to prawem zagwarantowane. Zaręczam, Stanisław Lem przy tej „literaturze” pisał jakieś tam „nowelki”.

Zresztą uzasadnienia pisane przez sądy w różnych sprawach to ciekawa literatura, a jaka zabawna.
Myślę, że w literaturze sądowej powinno się wprowadzić nowy kierunek
„uzasadnienia sądowe” albo „literatura sądowa” i zaręczam, że nasz kraj byłby potęgą pod względem ilości „laureatów”. Ale …, ale …, znowu odbiegłem od tematu.

Kolejna grupa „spółdzielców” Syndykowie – To dopiero raj dla „spółdzielców”. Po co robić zakupy w sklepach, hurtowniach itp. „Spółdzielnia” zadba o wszystko.

1) Chcesz np. kupić ładny domek, już gotowy, bo ktoś go wybudował. Nie bądź głupi „spółdzielco” Po co Ci „agencja nieruchomości”, prowizje, koszta itp. Możesz to mieć za bezcen, wystarczy tylko kilka przysług w ramach „spółdzielni”. Wiadomo: dziś „oni – Tobie, jutro – Ty im”.

Oto jeden z przykładowych mechanizmów

– pan X prowadzi na tym terenie dobrze prosperującą firmę. Ponieważ dobrze zarabia ma ładny dom, posiadłość też zadbana, extra samochów, w zestawie extremalnym jeszcze atrakcyjna żona 

– Ty też tak chcesz
– ale jako urzędnik masz na „państwowym” marne widoki na pzyszlość
– i Ty to możesz mieć – tylko nie umiesz wykorzystać potencjału „spółdzielni”
– zresztą nie musisz być żadnym urzędnikiem.

Wystarczy, że masz go w rodzinie, albo w gronie dobrych znajomych.

– umawiasz się Więcka „grilla”, „karty”, „golfa”, „wypad za miasto – na daczę (o ile ją masz)”, itp. – zależy to od Twojej inwencji, możliwości finansowych (warto się zapożyczyć na ten cel).
– ale nie mów o tym od razu, poczekaj trochę czasu, najlepiej dopiero po kilku „butlach”.
– po czym poznasz, że to już?
– da się to zauważyć, kiedy w dyskusjach pojawia się temat, że „coraz cięższe są czasy dla takich „spółdzielni”, bo rodzą się całe masy takich idiotów, jak autor tego tekstu, którzy swoją głupotą zarażają innych, zamiast współpracować ze spółdzielnią albo spokornieć
– to właśnie ten czas, kiedy możesz działać
– wtedy właśnie mówisz, że znasz takiego jednego „głupca”, który uwierzył, że można tu bezkarnie prowadzić dobrą firmę, zarabiać itp.

„Uwierzył kretyn jeden w demokrację i prawo w tym kraju”

– a jeszcze ma taką ładną nieruchomość, domek, auto, o jakich ty tylko śniłeś (tę ładną żonę raczej odpuść – chyba, że jesteś desperatem)
– po kilku odśpiewanych „Pierwszych brygadach”, „Dzieweczkach, co szły do laseczka” oraz toastach typu „na zdrowie pij, aż padniesz na ryj”
– teraz jest czas, żeby załatwić Twój interes
– ponieważ jesteś „spółdzielcą”, to na imprezie jest sędzia, prokurator, albo ktoś z policji lokalnej
– ustalacie więc plan działania.

Oto jeden ze scenariuszy:

– pan X ma auto (zresztą ono też się Tobie podoba, oczywiście samochód nie pan – chyba, że masz specyficzne preferencje – możesz mieć wtedy potem i jedno, i drugie)
– policjanci „spółdzielcy” więc włączają się do akcji
-jak najczęściej kontrolują pana X
– a to za niemanie świateł
– a to za trzeźwość.

Nie martw się – oni są fachowcami i wiedzą już najlepiej, jak „uprzyjemnić” życie panu X. Ważne jednak, żeby starali się wyprowadzić z równowagi i doprowadzić do „białej gorączki” pana X
– a jeszcze najlepiej, jak im w trakcie interwencji „nawsadza”.

– wtedy można panu X dopisać parę paragrafów za obrazę funkcjonariusza na służbie itp.
– nie martw się, nikt nie będzie tego badał – bo kto? Drugi „spółdzielca”? No chyba, że X to pieniacz i sprawa trafi gdzieś dalej.
– ale nie martw się, tam też są spółdzielnie, tylko to trochę więcej przysług będzie Ciebie kosztowało
– a poza tym pamiętaj, że w sądzie panuje zasada:

Policjant, prokurator, komornik, kurator, sędzia, syndyk (niepotrzebne skreślić) ma zawsze rację. Jeżeli uważasz inaczej Patrz punkt 1-szy

– no to macie początek
– teraz działają „spółdzielcy” z działu „policja”
– a to pod jakimś pozorem wzywają X-a często na komendę
– wiadomo, nie może mieć czasu na myślenie, bo jeszcze się będzie czepiał
– a to pod pozorem „prowadzenia postępowania” „robią” X-owi opinię wśród sąsiadów i klientów – nazywają to „wywiadem środowiskowym” a wszystko w majestacie prawa.
– X ma już „pozamiatane”, bo sąsiedzi go nie lubią (bo on ma, o oni nie) – takie typowe – polskie piekiełko
– klientów coraz mniej, bo jak się nim policja interesuje to – bandyta jakiś
– a i jeszcze dajesz zarobić drugiemu działowi „spółdzielni”.

Ten dział to „adwokaci”.

– ponieważ „spółdzielcy” tak zagmatwali prawo, to taki X sam sobie nie poradzi.
A ponieważ X ułatwił wiele, bo korzysta z lokalnego prawnika nie wiedząc, że jest on z działu „spółdzielnia”. Wiadomo – wspólne grille, uzgodnienia itp. „spółdzielców”.
To dział „prawnik” doprowadzi go potem do ruiny, pozorując lub zaniedbując wiele np. rzetelne zapoznanie się z aktami itp.

– w razie co to potem powie „No wie pan, panie X, nie udało się, tu jest sąd, a nie sprawiedliwość”, ale napiszemy apelację. Wiadomo, następna kasa.
– na marginesie przypomniał mi się pewien dowcip.
– pewien młody prawnik wraca uradowany do domu ze swojej pierwszej sprawy, woła do ojca, też adwokata, właściciela najlepszej w mieście kancelarii
– „Tato, zakończyłem wreszcie tą sprawę, którą Ty prowadziłeś przez tyle lat”
– na co ojciec „przerażony” wstaje od stołu, wychodzi z synem przed dom i mówi
– „Patrz synu, widzisz tę piękną willę?”
– „Widzę tato”
– „Widzisz ten piękny ogród?”
– „Widzę tato”
– „Widzisz tę fontannę przed domem sprowadzoną z Włoch?”
– „Widzę tato”
– „A jak ci się jeździ tym najnowszym autem?”
– „Rewelacyjnie tato
– „A brakowało ci czegoś na studiach?”
– „Nie tato”
– „A jak się tobie mieszka w tym nowym twoim domu?”
– „Rewelacyjnie tato”
– „A co tam u ciebie na koncie w banku?”
– „Dobrze tato – znowu wpłynęła znaczna suma”
– „No widzisz synu. I z czego my teraz będziemy żyli???!!!
Nie rozwijam tego wątku dalej, pozostawiam go bez komentarza.
– ale wróćmy do działu „spółdzielni” „policjanci”
– oni dalej dbają o Twój interes i produkują całą masę nowych sytuacji, zdarzeń oraz papierków na pana X
– kiedy dojdą już do wniosku, że „teczka” jest już wystarczająco gruba i pan X wygląda z nich jak „bandyta”
– a przy okazji dali zarobić innym „spółdzielcom” za tzw. „ekspertyzy biegłych”
– sporządzają tzw. akt oskarżenia
– nieważne, że ma się on nijak do rzeczywistości
– a kto się połapie w tej masie papierków.

A poza tym przypomnij sobie dwie zasady w sądzie, o których mówiłem wcześniej.

– teraz „pan X” trafia do następnego działu spółdzielni „prokuratury”
– teraz „pora na prokuratora”
– stwierdza, ze ponieważ ma on nadzorować postępowanie, to nie wypada, żeby w aktach nie było śladu jego „twórczości”
– a poza tym, on chce dać zarobić innym „spółdzielcom”
– to znaczy „biegłym”, „expertom”, bo nie wiadomo kiedy będzie coś od nich potrzebował
– a i teczka z aktami jest jeszcze grubsza i teraz sędzia na pewno po powrocie z polowania albo grilla nie będzie wnikał, bo i tak się w tym nie połapie.
– no może dorzuci jeszcze trochę papierków do akt, takich samych, które już są.
– ale za to jaka grubaśna ta teczka
– i jak teraz ładnie wygląda ten X jako bandyta
– no to pisze więc on akt oskarżenia
– albo jeszcze lepiej, niech to zrobi „asesor” – to taki młody przyuczany prokurator, on to jeszcze bardziej zagmatwać i już wtedy sędzia się na pewno nie połapie
– bo zawsze może trafić na sędziego nie ze „spółdzielni”, albo uczciwego, któremu nikt w porę nie powie, o co w tym chodzi.

I nie zawsze w porę „pani Zosia” w sekretariacie sądu, która współpracuje z taką spółdzielnią zdąży dogadać z kim potrzeba. Zresztą takie „panie Zosie – sekretarki sprzątaczki” można znaleźć nie tylko w sądach. Są wszechobecne. Ich zwyczaje, sposób mnożenia, żywienia i pasożytowania, tworzenia podgatunków jest żywcem przeniesiona z przyrody np. wesz. One też żyją tam, gdzie jest brud, bieda itp. i one też tworzą podgatunki w zależności od środowiska i miejsca żerowania. A poza tym żywią się krwią i ze względu na ich ilość i sposób mnożenia oraz mentalność społeczności, w której żyją, są nie do wytępienia.

– tak więc uruchomiony jest kolejny „dział – spółdzielni”
– to sąd
– pamiętaj, że pan X „żywi” cały czas ten dział spółdzielni „adwokat”
– i tu pan X nie ma najmniejszych szans
– pamiętasz, już ma opinię bandyty, którym interesuje się policja
– nie ma znajomych i przyjaciół, bo kto chce utrzymywać kontaktu z takim bandziorem
– nie ma klientów, bo cos nie tak z taką firmą, którą interesuje się policja
– dział „spółdzielni” – skutecznie dba, aby X miał wydatki

Tu też możesz być spokojny, spółdzielnia dba o Twoje interesy, bo sąd zagwarantował sobie swobodną interpretację dowodów w sprawie. A przecież „nie komentuje się wyroków”. A gdzie to jest zapisane? Ale wróćmy na rozprawę. Jest to jedno z niewielu miejsc, gdzie można zobaczyć razem kilka „działów spółdzielni” w jednym miejscu. Tak więc:

Jest tu dział: prokuratura Dział: sąd

Ale żeby pan X nie miał większych szans to jako świadkowie wezwani jest „dział” policjanci.
Pamiętamy też, że bezpośrednio i pośrednio mogą uczestniczyć inne „działy spółdzielni”:

– kuratorzy – opinie
– biegli
– rzeczoznawcy

bo znowu trzeba dać zarobić „spółdzielcom”.

Ale spółdzielnia ma też innych sojuszników w składzie pana X. To „adwokat”, który przecież zamiast „wyłapać” w aktach wszystkie nieprawidłowości i błędy, skoncentrowany jest na stworzeniu pozorów, ze dzięki niemu i tak X ma mniejszy wyrok. Oczywiście dochodzą też wszystkie koszta, które X ma zapłacić i biedny nawet nie wie, że wyrok tak naprawdę zapadł wcześniej i został uzgodniony.

A to tylko przedstawienie dla gawiedzi. Ale przyjrzyjmy się temu przez chwilkę. Początek zgodny nawet z procedurami, ale za to potem. To dopiero jest sztuka. Gombrowicz wysiada. Na miarę teatralnego Nobla. Aż dziw, że mamy tylu wspaniałych autorów. Prawdziwa „spółdzielnia literacka”.
Popatrzmy na stół sędziego. Te „tłuste opasłe tomiska akt”.

To chyba proces jakiegoś „mafiosa struktur międzynarodowych”, a nie pana X, któremu jak pragnę przypomnieć tylko „uprzyjemnia się życiorys”, aby doprowadzić go do ruiny, a potem no właśnie, przecież Ci się podobał i normalnie nie stać by było na jego kupno itd. – o tym pisałem na początku.
No i mamy z głowy obraz pana X w oczach sędziego.

(Ciekawe, że jakby powyjmować z akt te zdublowane wielokrotnie dokumenty i pisma, to może by została 1-2 teczki akt, a jak by „adwokat” jeszcze wskazał, że inne dokumentują tylko czynności pozorne, ponadto zamiast dołączonych akt innych spraw, które już dawno zakończyły się wyrokami, albo się przedawniły ograniczyć jeśli już w ramach „spółdzielni” trzeba z tego X-a zrobić „kryminalistę” do wyciągu z rejestru karalności, to okazało by się, że i w tej teczce jest jeszcze wiele miejsca, a X to nie żaden „mafioso”.

A poza tym nie dało by się ukryć lenistwa, niedbalstwa, albo wręcz celowego działania autorów tak wiekopomnych dzieł o nazwie „akt oskarżenia”. A i niejedno drzewo by ocalało.

Ale jest jednak ogromne niebezpieczeństwo, bo gdzie by zarobili „spółdzielcy” a te opinie, badania, xerokopie itp. A i pan X miałby miej do zapłaty. Ale pamiętajmy, że spółdzielnia to organizm spójny i nie da sobie zrobić krzywdy.

Teraz następuje dalsza część artystyczna przedstawiciela „spółdzielni”. Czytaj: prokurator odczytuje akt oskarżenia. Wcześniej jednak sąd pyta się, czy strony składają jakieś wnioski. A składaj sobie, składaj. A jak myślisz, co to da? To przecież „wszechmogący” wysoki sąd – pan i Bóg decyduje w swojej „nieomylności”. Który przyjmie, a który nie. O części odczytu literackiego utworu autorskiego pod tytułem „Akt oskarżenia” już mówiłem wcześniej.

Świadkowie: I tu ważne, można troszkę pokrzyżować plany „spółdzielców’ domagając się odebrania przysięgi od świadków. Wtedy ich zeznania są słowo w słowo protokółowane i pan X, potem walcząc o swojeMoże to być istotne, jeżeli chcesz kiedyś dochodzić od tych, którzy fałszywie zeznają, odpowiedzialności.

Ale to droga przez mękę i „spółdzielnia” zrobi wszystko, aby panu X przeszkodzić.
Jeżeli nie zaprzysięgniesz to wtedy sędzia wg własnego widzimisię dyktuje protokolantce, co powiedział świadek, skrzętnie omijając niektóre wątki. I tak niewiele to da, bo pamiętasz, że wyrok już dawno jest ustalony. Tak więc pana X mamy z głowy. Dołącza więc do grona „kryminalistów”. A i lepiej, jeśli jeszcze uda się wsadzić go do zakładu karnego za cokolwiek.
Domek, posiadłość, auto, żona pana X w zasięgu – coraz bliżej, ale „spółdzielnia” dba też, żeby dokopać X-owi bardziej.

Przecież takie panie „Zosie-sprzątaczki sekretarki” – czyli współpracownice spółdzielni skrzętnie zadbają o liczne kontrole u pana X, i w firmie, i w domu. A to jakiś Sanepid, a to inspekcja pracy, a i w ramach nadgorliwości może coś nielegalnie zbudował, a może „kradnie prąd” – (o tym mechanizmie pisałem wcześniej). I tak pan X siedzi. Nie ma wiec jak zarabiać. Nie może spłacać kredytów. Nie ma na podstawowe opłaty: prąd, telefon, gaz itp. (zaraz, zaraz – czy przypadkiem nie pisałem już o takim mechanizmie na początku?) Staje się więc dłużnikiem. I tu jest pole do popisu dla następnych „spółdzielców”. To komornicy.

Tu „spółdzielnia” zbudowała sobie cały sprawnie działający aparat.
Pan X – siedzi, a więc nawet o niczym nie wie. Ale od czego jest instytucja „wyroków zaocznych”.
Żeby jednak stwarzało to przynajmniej wrażenie prawa, to wymyślono i wprowadzono w życie pojęcie „doręczeń”.

Otóż pan X dostaje kolejne pisma pocztą. Nie może ich odebrać, bo siedzi, ale co tam, przecież „spółdzielnia” zadbała o swoje interesy. Najpierw jest to wezwanie do zapłaty – pan X nie reaguje.
(Bo jak? – Jak siedzi, to nie wie o tym.) Następnie Przedsądowe wezwanie.

– pan X siedzi i nic o tym nie wie
Potem wezwanie do sądu
– pan X siedzi i nic o tym nie wie
Wyrok zaoczny
– pan X siedzi i nic o tym nie wie
Wezwanie do komornika
– pan X siedzi i nic o tym nie wie
No i można teraz panu X zabrać poprzez zajęcie komornicze to, o co Ci chodziło.
– dom
– nieruchomość Auto
– tylko z żoną się nie da, bo to „inwentarz żywy” i w dodatku pyskaty i krnąbrny, ale i to się da pokonać, o ile jesteś samobójcą i desperatem
– ale na osłodę masz to, że Twój przyjaciel, też „spółdzielca” syndyk może jeszcze „zafundować” Tobie coś z majątku firmy X-a, drastycznie zaniżając wartości do licytacji.
Powiesz zapewne, że to niemożliwe, bo sąd, prawo, kodeksy itp. Proponuję zmienić lekarza, albo przeczytać to od początku i spróbować tej „szkoły przetrwania”. A jeśli mimo to masz nadal wątpliwości, to proponuję na koniec jeszcze jeden wątek:
pan X – jak nie siedział, korzystał z internetu
– umowa była zawarta na 2 lata
– w ramach umowy poza Internetem trzymał modem i inne urządzenia peryferyjne
– płacił uczciwie przez ponad rok; załóżmy 12 miesięcy po 100 złotych, bo na tyle zostało to ustalone w umowie
– w umowie określono, że:
– ma ona wartość 2.400 zł
– ustalono, że jest to 24 raty x 100 zł
– umowa zostaje spełniona po 24 miesiącach

Pan X, kiedy nie siedział spłacił z tej umowy
12 rat po 100 zł = 1.200 zł

Po odjęciu od ogólnej wartości – 2.400 zł kwoty już spłaconej – 1.200 zł, pan X powinien jeszcze spłacić:
2.400 zł – 1.200 zł = 1.200 zł.

I tu okazuje się, że zdrowy rozsądek i proste działania matematyczne to jedno, a rzeczywistość „spółdzielczości” to drugie. Jak to działa? Proszę bardzo!!!

Pamiętamy: pan X siedzi! – o co skrzętnie zadbała „spółdzielnia”
– do spłaty zostało jak pamiętamy tylko – 1.200 zł, bo resztę X spłacił. Ale operator – sprzedał to zadłużenie firmie windykacyjnej.
– tu przy okazji mamy wspaniały przykład, że ewolucja na ziemi trwa nadal.

Dawniej trzeba było mieć prawomocny wyrok sadu, potem był komornik. Następnie za czasów „wczesnej spółdzielni” pojawili się tzw. „egzekutorzy”, którzy wywozili do lasu, napadali, strzelali itp.

Patrz film „Dług” – wszystko bez wyroku.


Ponieważ taka sytuacja była dla „spółdzielni” groźna i pozbawiała ją znacznych dochodów postanowiono, że należy to ubrać w ramy prawne. W tym celu, najpierw postarano się o to, żeby temu bezprawiu nadać formę prawną. Od czego ma się kolegów „spółdzielców” w Sejmie. Zawsze można stworzyć nową ustawę. A że ma się nijak do prawa i konstytucji, która gwarantuje wiele, o czym pisałem wcześniej,

– nikogo też nie obchodzi, że nie ma wyroku, nie odbyło się postępowanie, wyłudza się od ludzi nienależne korzyści, zmusza się do niekorzystnego rozporządzania mieniem itp. Ale  przecież „spółdzielcy” zadbają dalej, żeby takie bezprawie zalegalizować prawnie. Tylko trzeba pomyśleć, potem dodać szczyptę ideologii dla „maluczkich”, aby odwrócić ich uwagę od celu rzeczywistego. I już mamy wyroki zaoczne, sądy elektroniczne itp.

Zawsze to można potem wytłumaczyć, ze to tylko propozycja, a strony mogą wnieść sprzeciw itp. Tylko jak się to ma do rzeczywistości. Ano popatrzmy:

„To tylko propozycja” … Zupełnie jak w supermarkecie. Oferta handlowa.
„Sprzedam wyrok” … – ja, statystyczny Kowalski, co?!!!  Kowalski musi się zgłosić do „spółdzielcy” adwokata i oczywiście zapłacić … A jak nie ma czym zapłacić?!!!

To jest na przegranej z góry pozycji mając przeciwko sobie bogatego operatora i „spółdzielców”. Potem kolejni „spółdzielcy” z działu komornik i resztę już znamy ….

Autor:  Sławomir Cherubiński



1 komentarz:

Popularne posty

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *