poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Psychiatria jest kupiona przez przemysł farmaceutyczny



Psychiatria od samego powstania służyła jedynie zniewoleniu ludzi jako straszak oraz jako element niszczenia ludzi i uśmiercania ich imię tzw. prawa, przy czym to uśmiercanie odbywa się na poziomie zarówno emocjonalnym i psychicznym, zdrowotnym, ale również w wymiarze ekonomicznym. Od wieków zarówno służby, jak i samowybieralne rządy oraz tzw. niezawisłe sądy, traktowały psychiatrię jako swoje niezbywalne narzędzie do likwidowania niepokornych, niepotrzebnych, starych i zagubionych, a nawet dzieci.

Jest ona także doskonałym sposobem na pozbycie się niewygodnych konkurentów w biznesie oraz do pozbawienia „rzekomo” niepoczytalnego wszelkich praw do majątku lub do sprawowania opieki nad własnym dzieckiem. Takie sytuacje z prawami do opieki zdarzają się szczególnie w dwóch przypadkach. Pierwszy dotyczy sytuacji, w której jedno z rodziców posiada fuul mamony na przekupienie niezawisłych lub posiada „mocne” znajomości. Drugim przyczynkiem do kierowania rodzica do psychuszki jest zamówienie zagraniczne na jego dziecko do adopcji. Tu rodzic nie ma już żadnych szans, gdyż cała zorganizowana grupa przestępcza parająca się handlem żywym towarem, jest nieprzekupna, gdyż transze za żywy towar są odpowiednio duże.


Psychiatrzy współpracują z sądami i na potrzeby sądowych utarczek wydają opinię pod wyrok na zamówienie. Co gorsza, że w przypadku adopcji zagranicznych czy innych nielegalnych razem z Sądami współpracują również ośrodki zdrowia oraz urzędy opieki społecznej.

Co ciekawe ten psychiatryczny kijek ma dwa końce jak wszystkie kijki. Niekiedy bowiem dla podsądnego jest wygodnie udawać wariata, bo wariat jak wiadomo za swoje czyny nie odpowiada. Zatem jeśli ktoś dokonał naprawdę makabrycznej zbrodni lub brał udział w dużych przekrętach finansowych, ta strona kijka będzie dla niego wybawieniem, bo może on uniknąć kary więzienia, a trafi na oddział psychiatryczny. Oczywiście w przypadku wyroku na zamówienie, ten pobyt w ośrodku odosobnienia jest zwykłym piknikiem, gdyż te osoby są pod swoistą ochroną, zatem nie testuje się na nich niebezpiecznych psychiatrycznych leków, gdyż chodzi o to, aby taki osobnik nie został draśnięty, ale w oczach opinii publicznej był postrzegany jako chory psychicznie. Potem oczywiście losy jego przestają być opinii publicznej znane i wraca on cały i szczęśliwy do zdrowej tkanki narodu, aby dalej czynić zło.

Swojego czasu krążył w Internecie doskonały artykuł z „Polityki”, zatytułowany „Numer na wariata”.. Wystarczyło to hasło wpisać w wyszukiwarkę Google i ukazywał się on w wielu miejscach w sieci, między innymi na stronie „Afery prawa”. Niestety w chwili pisania tego artykułu ze zgrozą odkryłam, że został on usunięty ze wszystkich internetowych źródeł. Na całe szczęście udało mi się go wcześniej zabezpieczyć i wydrukować, dzięki czemu mogę Państwu przytoczyć obszerne jego fragmenty.

FRAGMENTY Z ARTYKUŁU Z POLITYKI BIANKA MIKOŁAJEWSKA POLITYKA NUMER 10/2005 (2494)


 Numer na wariata, jak posądzenie o chorobę psychiczną może być bronią w walce o  majątek, biznesowy sukces albo... święty spokój
 Polskie szpitale psychiatryczne pełne są ludzi, którzy nigdy nie powinni się w nich znaleźć –  alarmują największe autorytety w dziedzinie psychiatrii. O tym, że na leczenie często trafiają  gangsterzy, którzy dzięki żółtym papierom chcą uniknąć odpowiedzialności za popełnione  przestępstwa, wiadomo od dawna. Ale opinie psychiatryczne coraz częściej wykorzystywane są  także jako broń w rozmaitych konfliktach. Już samo to, że ktoś był badany przez psychiatrów,  może załatwić człowieka.  
​ Rodziny robią więc wariatów z bogatych krewnych, by pozbawić ich majątku,  biznesmeni – dorabiają wariackie papiery konkurentom, których chcą wygryźć z interesów, a  urzędnicy i przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości – natarczywym petentom, w nadziei, że ci,  po zamknięciu w szpitalu psychiatrycznym, przestaną ich prześladować skargami i  odwołaniami.  Gdy przylgnie do kogoś łatka wariata, już nikt nigdzie nie będzie traktował go  poważnie.
 Internacja w zakładzie psychiatrycznym. Robert Miąsko ze Skarżyska-Kamiennej, żona oskarżyła  go o  moralne znęcanie się nad rodziną. jedni biegli uznali go za niepoczytalnego - stwierdzili  paranoję z  zespołem Otella, kolejni uznali, że jest zdrowy psychicznie (fot. G. Press) 63 dni.  Dokładnie tyle siedział w  szpitalu psychiatrycznym w Gnieźnie Piotr Trznadel, rolnik z  Białośliwia niedaleko Piły, przewodniczący  Związku Zawodowego Rolników Ojczyzna. –  Umieszczono mnie na oddziale z pacjentami, którzy siedzieli  już w psychiatryku po kilkanaście  lat. Zabrano mi telefon komórkowy, zabroniono odwiedzin rodzinie. Gdy  zacząłem domagać się  przestrzegania praw pacjenta, zostałem przypięty pasami do łóżka. Jak mi  powiedzieli lekarze:  żebym nie był taki aktywny. W pasach leżałem tydzień. Z całego oddziału przychodziły  wycieczki  pacjentów, żeby mnie pooglądać. Odmawiałem przyjmowania leków, więc podawali mi je  siłą: kilku  sanitariuszy wykręcało mi ręce, a pielęgniarka robiła zastrzyk w pośladek. Leki – jak  się okazało  później – psychotropowe powodowały podkurcz nóg i rąk. Zamiast chodzić, człowiek  po nich tak  dziwnie dreptał. Język drętwiał, umysł drętwiał – wspomina dziś Trznadel, jak  orzekli biegli  psychiatrzy, człowiek zdrowy psychicznie.

Psychiatria to bardzo niebezpieczne narzędzie w rękach psychopatów, gdyż za jej pomocą lekko, łatwo i przyjemnie mogą oni sterować być albo nie być osobnika. Wystarczy przypomnieć sobie o systemie stalinowskich psychuszek w komunistycznej Rosji, a wszystko staje się klarowne i jasne.

W moim odczuciu jest to nowoczesny system dawnej inkwizycji w nowym mundurku. Oczywiście obecne psychiatryki nie głoszą dawnych haseł, gdyż dostosowane są do czasów współczesnych i jakkolwiek każdy jest oburzony na inkwizycję i nie wierzy w zabobony, to już na psychuszki nie wszyscy się buntują, uznając je jako miejsca leczenia, a samą psychiatrię jako naukową dziedzinę wiedzy.

Historia psychuszek


Pierwszy psychiatryk otworzono we Francji w roku 1656. Nazywał się on Hóspital Générale Paris.

Wówczas to te placówki, które szumnie nazwali szpitalami, służyły utrzymaniu narzuconego systemu wiary. Ówczesny król Ludwik XIII wydał dekret, który otworzył wrota do rozprzestrzeniania się tych przybytków społecznej kontroli, a w dekrecie niesamowite sformułowania:
„Jesteśmy strażnikami i obrońcami niniejszego szpitala, który powołujemy do życia /.../, a który w całości nie ma podlegać żadnej kontroli, nie można go odwiedzać, ani obejmować prawem państwowym ogólnej Reformy /.../, a urzędnikom zabrania się prawa do jakiejkolwiek informacji i ustawodawstwa, obojętnie na jakiej podstawie by się pojawiło.”
Od tej pory inkwizycja stała się zbędna, bo zastąpiły ją miejsca odosobnienia nieprzystosowanych do systemu, których określano dla odróżnienia ich od reszty posłusznych niewolników „chorymi psychicznie”. 
,,Marzenie o zdrowiu psychicznym usprawiedliwia dzisiaj prawie każdy środek zapobiegawczy, praktycznie tak samo, jak prawdziwa wiara usprawiedliwiała inkwizycję''? (Prof. Thomas S. Szasz, 1963)
W ten sposób powstał zatem nowy, intratny biznes, dzięki któremu można było zdobywać w „legalny” sposób, zgodnie z obowiązującym „prawem” całkiem pokaźne majątki. Za pomocą tego „wydatnego” narzędzia szybko pozbywano się niepoprawnych i niewygodnych robiąc z nich „chorych psychicznie”. Przy okazji, z pomocą tzw. „medycyny” oraz niewyobrażalnych tortur „stabilizowano” im psychikę. 

W tamtych czasach metody były bardziej oficjalne i okrutne, gdyż tych „stabilizowanych” wystawiało się jak zwierzęta w cyrku na pokaz tzw „normalnej” części społeczeństwa, celem odstraszenia społeczeństwa od samodzielnego, niezależnego myślenia. 

W zasadzie do dziś niewiele się zmieniło, tyle tylko, że Ci nieustabilizowani przeżywają obecnie swoje dramaty w czterech ścianach, gdzie warunki bytowania są gorsze niż w więzieniu, a na dodatek w przeciwieństwie do więzienia są oni wbrew ich woli szpikowani świństwami, powodującymi spustoszenie w ich mózgach, osłabiającymi ich układ immunologiczny, nierzadko powodując nagłe i przedwczesne zgony. 

Dziś psychiatria jest wykorzystywana przez sędziów ze spółdzielni grillowej, którzy za pomocą tego niebezpiecznego narzędzia mogą pastwić się nad podsądnymi, którzy z góry skazani są na przegraną. Tymczasem pomimo udawania przez rząd, że walczą oni z korupcją w sądach oraz skandalicznymi wyrokami, to nie podjęli oni do  tej pory żadnej ustawy, w której zabranialiby używać w nieprawnych sądach tego rodzaju "prawnego"wybiegu. 

Ciągle istnieje przymus psychiatryczny, w postaci obowiązkowych badań psychiatrycznych z byle powodu, jak i poddawanie się wbrew woli psychiatrycznemu leczeniu, pomimo, że Najwyższy Komisariat Praw Człowieka na Walnym Zgromadzeniu ONZ na wniosek Międzynarodowego Stowarzyszenia Przeciwko Przemocy Psychiatrycznej IAAPA, uznał, że przymus leczenia w psychiatrii jest nielegalny i powinien być natychmiast zniesiony. Czyżby lekarze psychiatrzy, łącznie z Sądami stali ponad jakimkolwiek prawem?

W tych pierwszych psychuszkach natomiast ludzi zamykano w łóżkach-klatkach, w skrzyniach, w trumnach, w celach uspakajających tzw "klatkach niedźwiedzia", w celach piwnicznych, w barakach, w "wieżach wariackich" na statkach. 

Dla urozmaicenia pobytu stosowano im maski z buciej skóry, nakładano kamizelki uciskowe i pasy uciskowe, niekiedy przykuwano łańcuchami do muru lub szyny metalowej, do łóżek, do drzew itd. 

Ponadto puszczano im muzykę okropnie hałaśliwą, coś na kształt obecnej twórczości Nergala, dźwięki krzyków ludzkich i wycia zwierząt, dźwięki wybuchów armatnich itp. 

Podnoszono stabilizowanych raz w dół raz do góry na hamaku, kręcono nimi naprzemiennie w obie strony, jak się kreci talerz, podtapiano ich, wrzucano z dużej wysokości do rzeki, sadzano na tzw. krześle Darwina i kręcono nim nieprzytomnie nawet do 48 godzin. 

Przyznam, że wszystkie te metody są bardzo podobne do poddawanych kontroli umysłu i trenowanych od dziecka w zamkniętych ośrodkach CIA. 

Tych „subtelnych” metod mieli znacznie więcej, ale daruję Państwu czytania tego horroru ze względu na bezpieczeństwo Waszej psychiki.


Do rozwinięcia tej okultystycznej wiedzy w znacznym stopniu przyczynił się Carl Jung oraz Zygmunt Freud, przy czym obaj mogliby się poszczycić mega niezrównoważeniem psychicznym oraz kontaktami z bytami demonicznymi z powodu nałogowego uprawiania okultyzmu. 

Jung początkowo był krytykowany nawet przez współczesnych mu „mędrców” i nawet Freud wraz z innym „naukowcem” i badaczem zjawisk paranormalnych Nandorem Fiodorem , specjalistą od psychiatrii, w swoim wspólnym dziele „Jung&Occultism, University Books”, 1971, napisali, co następuje: 
„Rozmowa o związkach Junga z okultyzmem powinna się zacząć od wygodnego zagłębienia się w fotelu. Jest to bowiem historia tak niewiarygodna, tak fantastyczna, że – od kiedy ją ujawniono – psycholodzy analityczni nie umieją się z niej otrząsnąć, psychoanalitycy włożyli ją między bajki, zaś dla parapsychologów okazała się ona dietą tak bogatą, że do tej pory nie zdołali jej w całości przetrawić. Zdumiewa fakt, że przez większość życia Jung nie tylko utrzymywał swe związki z mediumizmem; nieznaną pozostała również jego praca doktorska: „O psychologii i patologii tzw. zjawisk tajemnych”. Ujawnienie [bowiem tej] wstydliwej tajemnicy rodzinnej Junga […] mogłoby zrujnować jego pozycję w świecie naukowym…” 
Jednakże jak zawsze do głosu doszło wariactwo, zatem wierzenia i praktyki parapsychiczne i okultystyczne stały się modne i powszechnie akceptowane, a na dodatek stały się integralną częścią wielu psychoterapii.


I tak osoby stuknięte stały się twarzą współczesnej psychiatrii, a obecnie psychiatrię szumnie nazywa się naukową dziedziną wiedzy. Jung jeden z prekursorów psychiatrii, któremu poświęcono tyle propagandy sukcesu i który doczekał się tylu laurek nawet w podręcznikach do psychiatrii i psychologii, dorastał w atmosferze seansów spirytystycznych. Jak pisze Nandor Fodor: 
"Jung ukrywał swoje pasje [okultystyczne] za słowami i sformułowaniami, które nie drażniłyby akademickiego ucha, […] co prędzej przecząc samemu sobie, ilekroć dochodził do wniosku, że zbyt otwarcie dał wyraz własnemu zaangażowaniu”.
Drugim osobnikiem, który ogłupił totalnie środowiska naukowe był psychoanalityk Zygmunt Freud, który opublikował dziesiątki książek i artykułów,. Studiował na Uniwersytecie Wiedeńskim, a po studiach pracował w Laboratorium Fizjologii i Neurologii Uniwersytetu Wiedeńskiego jako asystent Ernsta Wilhelma von Brucke, aż w końcu praktykował w Szpitalu Powszechnym w Wiedniu. 

W swoich licznych "naukowych wywodach" napisał tyle bzdur, że aż dziw bierze, że środowiska akademickie tak poważnie traktują jego literaturę, a jego wypocinami karmią się studenci psychiatrii i psychologii. Oto jedna z jego wypowiedzi: 
„[…]Pacjenci są tylko hołotą. Jedyną rzecz, do której pacjenci się nadają jest pomóc psychoanalitykowi utrzymać się i dostarczyć materiału do teorii. Jasne, że nie potrafimy im pomóc. To jest terapeutyczny nihilizm. Niemniej kusimy pacjentów, ukrywając te wątpliwości i wzmacniając ich nadzieję na wyzdrowienie” 
Jednym słowem sam "ojciec psychoanalizy" nie wierzy w jej skuteczność, ale ma ludzi za baranów, będących jedynie sponsorami i utrzymankami zdegenerowanego oszusta. 

Na dodatek Freud miał kompleks Edypa i nawet sami naziści nazywali go wariatem. Oto co o swoich frustracjach pisał ten ojciec "psychoanalizy": 
"Odnalazłem w sobie stałą miłość do swojej matki i zazdrość o ojca. Teraz uważam, że to powszechne zdarzenie we wczesnym dzieciństwie" 
Freud posiadał w ogóle niewyobrażalną obsesję na punkcie seksu, z czym się bez kozery obnosił, czyniąc ze swoich obserwacji naukowe dogmaty. Wkład Freuda w teorie seksualne dosadnie określił Leonard Sax : 
"To co unikalnego wniósł Freud do nauki można streścić jednym zdaniem: Wszystko co się zdarza w naszych umysłach jest ostatecznie seksualne. Każdy jest biseksualny, każdy chłopak chce zabić swojego ojca i uprawiać seks ze swoją matką, każde sześciomiesięczne dziecko jest seksualnie zafiksowane, każda kobieta pragnie podświadomie posiadać penisa." 
Freud zatem był nie tylko oszustem naukowym, ale i naciągaczem, obłudnikiem, hipokrytą i katem pastwiącym się nad swoimi pacjentami dla pieniędzy. Mądry człowiek powinien zadać sobie proste pytanie, czy jakakolwiek psychoanaliza przedstawia sobą jakąś realną wartość? Czy skuteczność psychoanalizy w ogóle kiedyś weryfikowano? Wiele razy zastanawiałam się jak w ogóle młoda dziewczyna po studiach psychologicznych może służyć jakąkolwiek pomocą osobie dojrzałej po przejściach, skoro nie ma ona pojęcia nie tylko o pułapkach życia oraz o życiu w ogóle jako takim w różnych jego przejawach. Wiedza książkowego mola, choćby nawet połknęła tomy literatury zwącej się "fachową", nigdy nie da jej wglądu do ludzkiej duszy, bo też nie jest w stanie ogarnąć tyle ludzkich, odrębnych cech osobowości i doświadczeń. Nikt nie może do końca zrozumieć drugiego człowieka, bo nikt nie chodzi w jego butach.

Ale to nie wszystko. Mało kto wie, że Freud pracował w cieszącym się złą sławą Instytucie Tavistock, a ściślej w klinice doświadczalnej tegoż Instytutu. 




Pomnik Freuda przed budynkiem Tavistock Centre w Londynie


Instytut Tavistock został utworzony po II wojnie światowej, jednak już 25 lat wcześniej utworzona została Tavistock Clinic, która był ramieniem brytyjskiej armii, służącym opracowywaniu wojny psychologicznej. W 1921 roku Tavistock Clinic otrzymała od księcia Bedford, markiza Tavistocka budynek do prowadzenia badań nad wyczerpanymi psychicznie brytyjskimi żołnierzami, którzy walczyli na frontach I wojny światowej. Celem tych badań nie była oczywiście pomoc znerwicowanym żołnierzom, lecz ustalenie „granicy wytrzymałości” ludzi pod wpływem stresu. Cały program był prowadzony przez Biuro do Spraw Wojny Psychologicznej brytyjskiej armii. Przez długi czas z Kliniką Tavistock współpracował Żyd Zygmunt Freud, specjalista od psychologicznej inżynierii i urabiania społeczeństwa, założyciel tzw. Międzynarodowego Towarzystwa Psychoanalitycznego oraz jeden z członków żydowskiego bractwa B’nai B’rith.

Po II wojnie światowej na konto pozbawionego środków finansowych instytutu Tavistock zaczęły płynąć strumieniem pieniądze od rodziny Rockefellerów. Oczywiście Fundacja Rockefellera nie była w żaden sposób zainteresowana badaniami na terenie Wielkiej Brytanii. Od tej pory programy były dobierane pod kątem Stanów Zjednoczonych i rozwijanych przez nie tajnych metod psychologicznych działań wojennych. Od tej pory zreorganizowany Tavistock przyjął nazwę „Tavistock Institute for Human Relations” a jego program polegał na prowadzeniu „w warunkach pokoju tego rodzaju badań z zakresu psychiatrii społecznej, które rozwinęły się w armii w warunkach wojny”.

W 1945 roku do USA został wysłany jeden z czołowych badaczy instytutu, Żyd Kurt Lewin, jeden z bliskich współpracowników żydokomunistycznej Szkoły Frankfurckiej, która to powstała po upadku rewolucji bolszewickich w Europie zachodniej i zajmowała się ustalaniem przyczyn porażki żydowskich inżynierów społecznych na „froncie zachodnim”.


Żydobolszewicy ze „Szkoły Frankfurckiej”

Lewin został oddelegowany do Massachusetts Institute of Technology, gdzie powołał do życia Research Center for Group Dynamics. Lewin interesował się naukowymi badaniami nad procesami, które wpływają na jednostki w sytuacjach grupowych. W 1948 roku po śmierci Lewina jego centrum przeniesiono na Uniwersytet Michigan, gdzie zmieniono jego nazwę na Institute for Social Research. Praca Tavistock Institute przez następne 20 lat obejmowała psychologiczne badania nad grupami społecznymi i dynamiką społeczną, prowadzone w celu doskonalenia metod manipulacji społeczeństwem.

Kończąc opowieść o tych dwóch mędrcach spuętnuję to następująco. Wariaci pretendują do miana normalnych, którzy uważają się za nieomylnych w sprawach psychiatrycznych diagnoz, choć sami wymagają porządnej stabilizacji psychiki.


Psychiatria farmakologiczna


Zwrot w stronę psychiatrii farmakologicznej nastąpił już całą gębą w wieku XX, nazywanym często wiekiem psychiatrii. Dopiero wtedy bowiem psychiatria zyskała status nauki, podczas gdy wcześniej była sytuowana w sąsiedztwie alchemii i astrologii, leczeniem chorych zajęły się szpitale uniwersyteckie, powstało wiele przychodni i poradni społecznych. Psychiatria stała się nowym trendem mody, przynajmniej naiwni mogą w to wierzyć, ale tak naprawdę, to wtedy zaczęły się nadużycia w psychiatrii już na szeroką skalę, a ona sama stała się narzędziem przetargowym w sprawach politycznych, sądowych, społecznych i rodzinnych. 

W połowie ubiegłego stulecia w amerykańskich instytucjach psychiatrycznych przebywało na stałe ponad pół miliona osób, a np. w Anglii około 150 tysięcy. 

Trzeba też powiedzieć, że w szpitalach psychiatrycznych często trzymano dysydentów i przeciwników politycznych aktualnej władzy, np. komunistów i działaczy związkowych w USA. Współczesna psychiatria to, zdaniem wielu lekarzy, świetny biznes, niestety często też korupcjogenny. Świetne interesy robią też producenci środków poprawiających samopoczucie, rozmaite psychotropy, częściej bardziej szkodliwe niż pomocne. Wiele osób wręcz nie wyobraża sobie bez nich życia, jak np. pisarz Mario Puzo, autor m.in. "Ojca chrzestnego", który wyznał w wywiadzie, że żyje tylko dzięki efektom prozacu. Autor "Szaleństwa", Roy Porter sugeruje ironicznie, że przed współczesną psychiatrią są świetlane perspektywy pigułki na każdą chorobę psychiczną, a tych chorób wymyśla się coraz więcej, często zupełnie niesłusznie. 


Kody choroby w biblii psychiatry 


Jak wiadomo biblia psychiatry jest układana przez AmerykańskieTowarzystwo Psychiatryczne w "Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders" (DSM) i tu już powinno się ludziom zapalić czerwone światełko. 

Kody choroby w biblii psychiatry zmieniają się jak w kalejdoskopie w zależności od zmieniających się nazw systemów oraz panującej politycznej sytuacji na świecie i związanej z nią politycznej poprawności. 

Obecnie w biblii psychiatry nikt już nie znajdzie określenia „dreptomania”, gdyż przestało być aktualne. Ten kod choroby natomiast był bardzo przydatny w czasie „oficjalnego” niewolnictwa Murzynów. 

O tej sklasyfikowanej „ciężkiej psychicznej chorobie” doniósł w 1850 roku na łamach szanowanego periodyku „New Orleans Medical and Surgical Journal” lekarz, niejaki Samuel Cartwright .

Określenie „drapetomania”, pochodzi od słowa „drapetes”, które w starożytnej grece oznacza zbiegłego niewolnika. Jeżeli niewolnik w akcie buntu próbował się wyrwać spod jarzma niewolnictwa, to wówczas przybijano mu właśnie „dreptomanię”. Diagnozowano to jako „opuszczenie służby” – lub jako „dąsy i niezadowolenie tuż przed ucieczką”. Choroba ta była wyraźnie narzędziem aparatu władzy, który chronił cwaniaków przed buntem ludzi normalnych. 

Jeszcze nie tak dawno, bo w 1952 roku homoseksualizm był ujęty w DSM (amerykańskiej biblii psychiatry) jako "socjopatyczne zaburzenie osobowości" i taka wersja obowiązywała aż do 1973 roku. Lekarze dostawali pieniądze na jego leczenie, a naukowcy na badania nad jego przyczynami i terapiami tego poważnego schorzenia. Homoseksualiści zaś przez lata poddawani byli leczeniu przy pomocy rozmaitych niezbyt subtelnych metod, w tym elektrowstrząsów, psychoanalizy, terapii behawioralnej oraz sesji z asystentkami seksualnymi. Obecnie o dziwo nastąpił zwrot o 180 stopni i homoseksualizm dość, że został wymazany z biblii psychiatry, to wręcz zyskał miano jakiegoś wyjątkowego stanu, a lobby LGBT dwoi się i troi, aby homoseksualistów dopieszczać, stawiając im wręcz ołtarzyki. Teraz każdy kochający inaczej może liczyć na wsparcie, organizuje im się marsze, na których półnadzy przechadzają się beztrosko, przez nikogo nie draśnięci po najbardziej ruchliwych ulicach miast, gdzie nawet z ich powodu jest wstrzymany ruch kołowy. Czyżby to była nagroda za elektrowstrząsy?

Leczenie elektrowstrząsami zostało po raz pierwszy użyte w 1838 r. we Włoszech przez psychiatrę dr Ugo Cerlettiego po tym, jak był świadkiem w rzeźni użycia szoku elektrycznego do ogłuszania. Kiedy Cerletti zauważył, że szok elektryczny nie zabija świń użył go do stosowania na ludziach. Zmiany jakie widzi się podczas używania wstrząsów elektrycznych, są całkowicie zbieżne ze skutkami każdego silnego uszkodzenia mózgu.

Tak się zastanawiam, czy specjaliści od chorób mylili się dawniej czy dziś, gdyż jasno wynika z ich dwubiegunowego podejścia, że któreś z nich musi być mylne. 

Ludzie oczywiście tego nie wiedzą i w temat psychiatrii nie wnikają zbyt głęboko, łudząc się, że ta wiedza nigdy im nie będzie potrzeba. Jakżesz w swojej naiwności się mylą. Wystarczy, że znajdą się w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu lub narażą się jakiejś kanalii i mają pozamiatane. 

Spokojnie, nawet nie musicie się tak starać, wystarczy, że np. zbieracie przykładowo słoiki, albo jakieś inne przedmioty. Psychiatrzy mogą wówczas zakwalifikować waszą nieprawidłową osobowość pod „zbieractwo”.

Zespół zbieractwa bowiem to kolejna nowa jednostka w DSM-5. I teraz zachodzi pytanie czy miliarder, który kolekcjonuje jachty, samoloty, samochody, albo kombinuje jak tu powiększyć i tak już gigantyczny majątek, podlega pod tą jednostkę chorobową? Nie wydaje mi się. Jednak z pewnością można to schorzenie przybić maluczkim starszym osobom, które na stare lata mają różne kolekcjonerskie pasje.

W biblii psychiatry znajdziecie całe mnóstwo nieistniejących chorób, a za sprawą DSM milionom osób ordynuje się mocne środki przeciwdepresyjne, mające leczyć mityczną "nierównowagę chemiczną". Dzieje się tak dlatego, że aż aż 67 procent członków "grupy roboczej" odpowiedzialnej za DSM-5 ma powiązania z koncernami farmaceutycznymi. 

Jak wymyśla się choroby na potrzeby farmacji



Oczywiście psychiatrzy, którzy podobnie jak sędziowie uznają się za nieomylnych, uważają, że każda choroba jest spowodowana brakiem równowagi chemicznej w mózgu. Ta ich hipoteza z kapelusza wyjęta, jest też całkowicie błędna, ponieważ rzeczą niemożliwą jest dokonanie pomiarów związków chemicznych w mózgu osoby żyjącej bez jej zabicia lub uszkodzenia.


Attention Deficit Hyperactivity Disorder, czyli ADHD zostało po raz pierwszy w 1968 zdiagnozowane przez Leona Eisenberga, amerykańskiego psychiatrę. Do objawów tej przypadłości miały należeć brak koncentracji, wyjątkowa pobudliwość, chaotyczność. Najczęściej przypisywano ją pociecho żywym, aktywnym, które nie były w stanie usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż pięć minut.

Najstraszniejsze w tym wszystkim jest to, że pacjentom, u których stwierdzono ADHD przepisywano silne leki otępiające tj. Ritalin. Środek ten blokuje rozwój, ogranicza wolności, samodzielność oraz powoduje szereg zmian w zachowaniu. Według Szwedzkiej Narodowej Komisji Doradczej w sprawie Bioetyki podawanie Ritalinu można uznać za łamanie praw człowieka.

Nowe jednostki chorobowe wymyślone na potrzeby zniewolenia ludzi oraz w celu ich depopulacji, to między innymi choroba dwubiegunowa, ADHD, autyzm. Te choroby powodowane są albo przez szczepionki zawierające rtęć oraz inne świństwa chemiczne, bądź dosłownie wymyślone na potrzeby przemysłu farmaceutycznego, jak np. ADHD. Sam „wynalazca” ADHD Leon Eisenberg przed śmiercią w 2009 roku wyznał, że to oszustwo, ale nadal jak gdyby nigdy nic, traktuje się to coś jako chorobę i faszeruje się dzieci truciznami, w celu ich „wyleczenia”. W swoich kłamstwach zarówno lekarze, jak i farmaceuci posuwają się tak daleko, że nawet doszukują się ADHD u zwierząt. To nie żart. Dowiedziałam się od tym osobiście od pewnej kobiety, której weterynarz postawił taką diagnozę jej pupilowi.

Oszustwo z autyzmem

W samej Warszawie pod bokiem Ministerstwa, nie wiadomo dlaczego zwanego Zdrowia i Naczelnej Izby Lekarskiej, znajduje się kilkadziesiąt przychodni, oferujących leczenie ADHD. Wyszukiwarka Google na pojęcie ADHD Warszawa wyświetla 322000 linków.

Co do choroby dwubiegunowej, to okazuje się, że cierpi na nią w samej tylko Ameryce około sześciu milionów osób, a w Wielkiej Brytanii chorobę tę rozpoznaje się u co setnej osoby. Oczywiście aby chorych przybywało w 1994 roku obniżono próg diagnostyczny zaburzenia afektywnego dwubiegunowego. To obniżanie progów jest zresztą stosowane nie tylko w przypadku tzw. chorób psychicznych i tym sposobem kreuje się tzw. plagi fałszywych epidemii, albo puszcza w obieg powszechny sformułowanie „choroba XXI wieku”. 

Chorobę dwubiegunową diagnozuje się również u dzieci poniżej 6-tego roku życia, a skutki tego są opłakane, gdyż na skutek imputowanych im psychiatrycznych środków farmakologicznych, dzieci te zapadają na cukrzycę, otyłość, a także posiadają myśli samobójcze. Sama rozmawiałam z osobami dorosłymi łykającymi te cudowne psychiatryki i one również po ich zażywaniu tak sobie ustabilizowali psychikę, że miewali myśli samobójcze. Oczywiście po silnej detoksykacji organizmu i odstawieniu tych trucizn myśli samobójcze odchodziły jak ręką odjął.

A przecież obecnie nawet małym bezbronnym istotkom wstrzykuje się rtęć i aluminium bezpośrednio do krwioobiegu pod pretekstem szczepień i to w ilości przekraczającej o 5000% dopuszczalne normy!.

Psychiczni psychiatrzy mają też inną diagnozę szalenie ciekawą, jak chociażby łagodne zaburzenie poznawcze. Co poeci mają na myśli? Wszak coś takiego dałoby się zdiagnozować u każdej osoby powyżej 50. roku życia, w tym u samych psychiatrów. 

Podobnie sprawa się ma z tzw. depresją. Jeśli przyjrzymy się współczesnym społeczeństwom, to depresję w rozumieniu psychiatrycznym posiada niemal każdy mieszkaniec planety. To Ci sami, którzy tej depresji doszukują się u ludzi, sami ją u ludzi powodują. Nawet obecne tempo życia, ciągła niepewność jutra, niestabilność finansowa, naciski urzędnicze, ciągłe zakazy i nakazy, okradanie ludzi z ich dobytku, wywoływanie u mich chorób, liczne choroby i przedwczesne zgony członków rodziny nie sprzyjają dobremu samopoczuciu, ale nie jest to powód, aby ten stan leczyć farmakologicznie, a smutek z powodu wymienionych czynników uważać za stan chorobowy.

Tymczasem „Leki przeciwdepresyjne zwiększają ryzyko myśli i zachowań samobójczych u dzieci i młodzieży i młodych dorosłych, nawet w krótkoterminowych dawkach. Z kolei kobiety w okresie ciąży nie powinny ich brać, ponieważ mogą spowodować wady wrodzone, w tym wady serca u płodów”. 

Piszę o wadach wrodzonych, które są zaimplementowane poprzez te psychiatryczne leki, które niszczą już maluczkich w wieku prenatalnym, gdyż matki będące w ciąży, też są zmuszane do ich zażywania. Wiem to dokładnie, gdyż rozmawiałam z jedną z pacjentek zakładu psychiatrycznego, która przebywała tam oczywiście wbrew własnej woli i kiedy krzyczała, że obawia się poronienia i prosi o lekarza, została brutalnie związana pasami i na uspokojenie zaaplikowali jej kolejną dawkę jakiegoś świństwa.

Pierwsza „biblia” psychiatryczna, tzw. „MAD I”, wydana w 1928 roku, zawierała opis 28 chorób psychicznych. Po 80 latac, w „MAD V” wydanym w 2005 roku, było już koło 300 chorób psychicznych. Takie rozmnażanie chorób psychicznych mogło mieć miejsce tylko i wyłącznie na potrzeby służb specjalnych, pilnujących porządku "mniej wartościowego społeczeństwa". Aż się ciśnie na usta, że te choroby psychiczne są zaraźliwe niczym dżuma albo cholera.

To wszystko służy praniu mózgów niczego nieświadomego społeczeństwa. Każda bowiem metoda służąca zniewoleniu jest dobra i pożądana. Już koło 1930 roku FBI rozpoczęło program MK Ultra, który miał opracować metody m.in. kierowania tłumami, wydobywania zeznań bez mordowania itd. Używano w tym programie narkotyków, elektrowstrząsów itd.

Żniwa psychiatrii 


Pięć milionów zamordowanych w minionych 10 latach, przez jedną tylko pseudospecjalizację medyczną, zwaną psychiatrią. Taki ukazał się artykuł w „Naturale News” 27 maja 2015 roku. 

W Centrum Nordic Cochrane zbadano jedynie dwie psychiatryczne jednostki chorobowe, poddając analizie ich skuteczność oraz skutki. Były nią depresja oraz demencja. Oczywiście wnioski były jednoznaczne. Żadne z tych wynalazków medycznych w najmniejszym stopniu dość, że nie przyniosły żadnej poprawy w zdrowiu pacjentów, to jeszcze w wielu przypadkach przyniosły przedwczesną śmierć. 

Leki przeciwdepresyjne ponadto są dopuszczane do obrotu na podstawie opinii tzw. specjalistów, którzy są na liście plac mafii farmaceutycznej, która jest zainteresowana w wypuszczeniu ich na rynek nie po to, aby leżały na półkach aptecznych, ale aby przynosiły czysty zysk. 

Narzucone nam siłą standardy unijne zmuszają do zakupu nic nie wartych i mega szkodliwych substancji chemicznych, zwanych lekami, podczas gdy rodzima produkcja oraz prace badawcze polskich, uczciwych lekarzy stały się dla korporacjonalistów balastami. Istnieje oficjalny monopol wydawniczy, na przykład Elsevier, w Polsce zwany Urban & Partner, w którym to działy marketingu decydują, co może być wydrukowane, a co nie. 

Każdy psychiatra przepisując pacjentowi leki, zwykle nie mówi mu o skutkach ubocznych. Nie tłumaczy się również pacjentowi, że leki jakie przyjmuje powodują np. zaburzenia seksualne., bezpłodność, zaburzenia hormonalne, osłabienie funkcji poznawczych. Prowadzone w roku 1985 r. na więźniach kanadyjskich nad efektami leków psychotropowych, wykazały, że ,,gwałtowne agresywne incydenty zachodziły częściej, gdy więźniowie otrzymywali leki psychotropowe, niż gdy ich nie otrzymywali".

A najśmieszniejsze w tej całej parodii psychiatrycznej jest to, że to właśnie psychiatrzy najczęściej padają ofiarą tej pseudo wiedzy. Otóż psychiatrzy popełniają samobójstwa dwukrotnie częściej niż inni członkowie profesji medycznej. Badanie wykonane w 1987 r., dotyczące samobójstw wśród lekarzy, dowiodło, że najwyższy współczynnik samobójstw występuje wśród psychiatrów: 94% procenty psychiatrów, którzy popełnili samobójstwo, uczyniło to pod wpływem cierpień umysłowych (którym psychiatria ma według jej twierdzeń przynosić ulgę); i że 56% procent tych, którzy popełnili samobójstwo, uczyniło to pod wpływem przepisanych sobie samym leków działających na psychikę.

Tomasz Szasz ostrzega przed psychiatrią punktując jej głupotę i manipulację w zaledwie 5 minut.


Psychiatria jest mocną częścią systemu szatana. Twórca psychoanalizy Zygmunt Freud był narkomanem kokainistą. To o nim uczą się obowiązkowo studenci psychologii. Studenci uczą się od narkomana.

Jung z kolei był okultystą. Ponownie powiedzmy sobie jasno: studenci psychologii uczą się obowiązkowo od okultysty, o okultyście. Jung wykorzystał elementy wschodnich filozofii oraz różnego rodzaju idee okultystyczne, w tym także alchemiczne.


A poniżej też ciekawy filmik o psychiatrii


Wieża Babel pełna mnóstwa sprzecznych głosów. Tym dokładnie jest psychiatria. Tak ustalili uczestnicy największej konferencji z zakresu psychologii w grudniu 1985 roku w Phenix w stanie Arizona.


Polecam również doskonały artykuł na temat psychiatrii "Psychiatria, czyli oszustwo za parawanem uzdrawiania"

Niemiecki listonosz, Gert Postel, pracował 20 lat na różnych stanowiskach lekarskich bez wykształcenia medycznego; doszedł m.in. do pozycji ordynatora kliniki psychiatrycznej, wystawiał ekspertyzy dla sądów przysiȩgłych, a i dyskutował w cztery oczy z ministrem zdrowia. Powierzano mu nawet pozycjȩ szefa miejskiego szpitala psychiatrii i neurologii, przeznaczoną normalnie rzecz biorąc tylko dla profesorów zajmujących katedrȩ. Jego relacje i książki w wyjątkowy sposób demaskują psychiatrów i psychoterapeutów, osłaniających siȩ otoczką „przyjaciela w potrzebie".

Więcej:
  

Psychiatria – oszustwo za parawanem uzdrawiania


Polecam też książkę doskonale traktującą o psychiatrii - "Dzień w którym wybiło szambo"



Tak się pięknie składa, ze Wojtek Dydymski z Ligi Świata też napisał naprawdę doskonały artykuł na temat psychiatrii, do którego przeczytania gorąco zachęcam, gdyż jest tam mnóstwo fantastycznej wiedzy w sprawie tego nazistowskiego narzędzia przeciwko ludzkości.

Psychiatria, bzdura dla naiwnych



Broń psychotroniczna a detencja psychiatryczna



2 komentarze:

  1. Polecam naszą strone https://m.youtube.com/channel/UCnvplE7rc6sKlhAg6rCpbyg

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam książkę "Niacyna w leczeniu"
    dr Hoffer

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *